Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Klasyki Polityki

Brakujące ogniwo inscenizacji

Polscy rekonstruktorzy Waffen SS. Żeby była bitwa, ktoś musi być Niemcem

Jacek Drejerski, ps. Jorg Drejer Jacek Drejerski, ps. Jorg Drejer Jacek Łagowski
Polskich rekonstruktorów formacji wojsk niemieckich uwiera społeczne niezrozumienie. Przecież, żeby była bitwa, ktoś musi być Niemcem.
Rekonstruktorów wojsk niemieckich bardziej niż brak chwały uwiera jednak społeczne niezrozumienie.Jacek Łagowski Rekonstruktorów wojsk niemieckich bardziej niż brak chwały uwiera jednak społeczne niezrozumienie.

Na nieczynnym poligonie pod Toruniem polskie mundury z drugiej wojny światowej przeplatają się z sowieckimi i hitlerowskimi. Rosjanie poćwiczą walkę w otwartym terenie, Niemcy potrenują w okopach. Po południu spotkają się na wspólnej bitwie. Tym razem będzie lajtowo – tylko zabawy taktyczne. Nie to co w czerwcu ubiegłego roku. Na manewrach à la Barbarossa pod Opolem rekonstruktorzy szli 20 km w upale, objuczeni skrzynkami z amunicją – jakieś 30 kg na plecach. Po całym dniu niektórzy zdejmowali buty razem ze skarpetami i pęcherzami na stopach. Za to żołnierski trud był autentyczny.

Zdarzało im się w mrozy spać w szałasie, zatęchłej piwnicy, ziemiance albo na sianie w opuszczonym gospodarstwie. Kilka grup rekonstrukcyjnych z Europy pojechało do Finlandii, gdzie mieszkali w namiotach w dwumetrowym śniegu przy temperaturze minus 40 st. C. Za okrycia mieli płaszcze i koce jak podczas drugiej wojny światowej, żadnych termoaktywnych ubrań, śpiworów i karimat. – Wiele osób myśli, że rekonstrukcja to przebieranka i zabawa w wojnę. Nie o aktorstwo tutaj chodzi, ale o zrozumienie historii. Chcemy na własnej skórze przekonać się, jak wyglądała codzienność podczas wojny – mówi Przemysław Nowakowski, ps. rekonstrukcyjny Franz Lipke, dowódca w Grupie Rekonstrukcji Historycznej Wiking.

Polityka 35.2014 (2973) z dnia 26.08.2014; Na własne oczy; s. 116
Oryginalny tytuł tekstu: "Brakujące ogniwo inscenizacji"
Reklama