Starszaki
Ludzie z zespołem Downa żyją coraz dłużej. Starość zawdzięczają medycynie i rodzicom
Trzy dekady temu konferencje pod hasłem „Pierwszy siwy włos w zespole Downa” brzmiałyby jak z Lema. Ci z ZD nie dożywali trzydziestki. Dziś 60-letni drepczą w szlafrokach po wytyczonych alejkach depeesów (Domów Pomocy Społecznej). Z widokiem na długie dreptanie.
Starość zawdzięczają medycynie. A jeszcze bardziej ojcom i matkom, którzy powypuszczali swoich skośnych z przegrzanych domów, gdzie umierali z nudów przy szklance herbaty. Dziś bodźcuje się ich wedle dostępnej oferty naprawczej, począwszy od integracyjnych przedszkoli.
A ceną jest strach. By nie umrzeć nie w porę. Pierwsze pokolenie ojców i matek uczy się projektowania nie swojej starości.
Rozmowy o zmierzchu
Już czas zacząć przerabiać z Grzesiem (lat 38) lekcje z rozstań. Ale mama i tato zwlekają z tą edukacją. Choć Grześ ma kłopoty z abstrakcją i nie zrozumie nieistnienia, dopóki go nie zobaczy, tak szalał z rozpaczy po Janie Pawle, że dostał padaczki. Ma parodystyczny talent, bezbłędnie naśladował nawet epileptyków. Początkowo myśleli, że udaje: Grzesiek, chcesz w pupę dostać?!
Od 25 lat w kółko pyta o dziadka Gienia, jakby zawieszony na jego niebycie. Nie może dotrzeć do niego, że Gienia już nie ma: To gdzie jest? Zakopany w grobie. Czyli gdzie? Grzesiek, przecież chodzisz na cmentarz. A jak się tam czuje? No, dobrze.
Na cmentarzu w Ciechanowie chciał odsuwać płytę i rąbać trumnę młotkiem, żeby zobaczyć samopoczucie i nieistnienie Gienia. Więc, by strzec Grzesia przed kolejnym natręctwem, powiedziano mu, że babcie wyjechały daleko i nie wiadomo, kiedy wrócą. Niech sobie czeka. Czekanie nie wyprowadza go z równowagi.
Grzesiu, modlisz się? Weź obrazek papieża, którego bardzo kochasz, i poproś, żeby Gieniowi było tam spokojnie – strofuje ojciec tonem stanowczym.