Miss slumsu
Miss slumsu. Najpiękniejsze dziewczyny afrykańskich dzielnic nędzy
Tępy nos lokomotywy pojawił się jak duch. Pociąg jechał szybko, w całkowitej ciszy, nie trąbiąc na tłumy pieszych, którzy szli po torach, na kozy i kury, na bawiące się dzieci. W ostatniej chwili zaczęli uciekać z szyn.
Kibera, największy slums kenijskiej stolicy Nairobi, jest już wprawdzie legalną i uznawaną przez rząd dzielnicą (przez wiele dziesięcioleci oficjalnie nie istniała), ale pociągi, które przejeżdżają przez nią dwa razy dziennie, nadal nie zwalniają.
Jakiś przechodzień w ostatniej chwili popchnął Irene, która cudem uniknęła śmierci na torach.
Historia Irene
Irene Mwikali ma 19 lat i jest drugą wicemiss Amani Kibera (taką nazwę nosi stowarzyszenie organizujące konkurs piękności). Mieszka w domu, którego ściany zbudowane są z tektury i błota, a dach z blachy falistej. Po wodę musi chodzić do punktu jej wydawania, kanalizacji nie ma, ale przynajmniej jest prąd. – To nie najgorszy standard tutaj – podkreśla Irene.
Mieszka z matką i młodszą siostrą. Skończyła liceum i zdała maturę na takim poziomie, że mogła studiować na uniwersytecie. Szybko musiała jednak zrezygnować i pójść do pracy, gdy nie miał już kto zarabiać na utrzymanie rodziny. (Wszystkie uniwersytety w Kenii są płatne i zwykle droższe niż w Polsce: jeden semestr kosztuje 90 tys. kenijskich szylingów, czyli ok. 3,4 tys. zł. Studia trwają trzy lata po dwa semestry). Mieszkaniec Kibery zarabia przeciętnie 100–150 dol. (350–500 zł) miesięcznie.
– Ojca pamiętam wiecznie pijanego i agresywnego. Po którejś awanturze z mamą, pięć lat temu, po prostu wyszedł i nie wrócił – wspomina Irene. – Matka parę miesięcy później odkryła, że została zakażona HIV.
Opiekę nad rodziną przejął starszy brat.