Jaki kraj, taki Grey
„Panom wydaje się, że seks waniliowy to szczyt marzeń”. Kto poszedł do kina na „Pięćdziesiąt twarzy Greya”
Dystrybutor filmu pęka z dumy: Grey zapisze się złotymi zgłoskami w historii Polski. Primo: przez pierwszy weekend emisji do kin poszło 834 tys. 479 Polaków (zostawiając w kasie 17 mln 174 tys. 736 zł), co jest naszym rekordem kasowym i frekwencyjnym wszech czasów. Po drugie, co trzeci widz oglądał „Pięćdziesiąt twarzy Greya” poza multipleksem, w małym, prywatnym albo samorządowym kinie. To kolejny przełom i być może zapowiedź powolnego odchodzenia od kinowych sieciówek. Po trzecie, dla samorządów czy właścicieli małych kin ten sukces przełoży się na ich być albo nie być, bo dzięki Greyowi zarobią na utrzymanie, szerzenie kultury wysokiej albo rozbudowę. Po czwarte wreszcie, powiatowa aktywizacja wielbicieli kina to kolejny rekord wszech czasów, bo prowincja nie lubi filmów amerykańskich i stawia na bajki z dubbingiem, komedie romantyczne z Sochą i Adamczykiem albo dzieła o Janie Pawle II. A Grey jest – czego Polak nie cierpi, więc kolejny sukces – z napisami. Z których, podobnie jak z treści filmu, Polacy wychwycili mechanicznie dokładnie to, czego chcieliby twórcy obrazu.
Suwałki
Cinema Lumiere
Widownia w weekend walentynkowy: 3 tys. 294 osoby. Głównie pary, więcej niż przeciętnie samotnych mężczyzn. Bilet: 20 zł. Popcorn: 5 zł. Przed projekcją blok reklamowy (5 minut) z lokalnymi salonami piękności i porada dla panów, jak dobierać wodę toaletową (dla pań makijaż kosmetykami inspirowanymi Greyem. Ponoć świetnie kryją. Kino mieści się w centrum handlowym, drogeria jest piętro niżej, w sąsiedztwie pomieszczeń po byłym areszcie śledczym).
Widzowie – w tym Łotysze i Litwini, którzy wpadają do Suwałk na zakupy – przed pokazem idą do sąsiadującego z kinem Pink Bowling na kręgle i piwo (na Dzień Kobiet Pink Bowling zaprasza na pokaz chippendales).