We dwoje
Śmiertelnie gniewna para. Ta znajomość skończyła się dla niego i dla niej dożywociem
Kalina ma 20 lat. Drobna, dość wysoka, urokliwa. Oczy zielone, włosy ciemnoblond, lekko się kręcące. On, trochę od niej starszy – powyżej wzrostu średniego, twarz przeciętna, niebudząca w innych strachu. Bez właściwości. Tylko na ręku tatuaż – trupia czaszka, a nad nią topór. Normalna pamiątka z więzienia.
Matka Daniela miała czworo dzieci. Ojciec traktorzysta, teraz na rencie. Pił. Normalna rodzina pegeerowska na Mazurach. Daniel robił w domu, co mu kazano. Potulny, podporządkowany. Kalina z łatwością będzie w ich związku dominowała. Kiedy skończył 18 lat, zaczął kraść i trafił do więzienia. Skończył za kratami rok zawodówki, ale na wolności już mu się uczyć nie chciało. Pracował na czarno, gdzie się dało i gdy miał na to chęć.
Poznał Martę, pierwszą konkubinę. Chcieli się pobrać, bo przez parę lat urodziło im się czworo dzieci. Gdy Marta poszła w Polskę, jedno dziecko wzięła na wychowanie jej matka, a troje pozostałych rodzice Daniela. Zostali rodziną zastępczą.
Wracając z jakiejś fuchy, Daniel zobaczył przy szosie Kalinę. Kierowca zatrzymał busa. Wymienili się telefonami. Już następnego dnia zostali parą. „Pamiętaj, że zawsze cię kochałem, kocham i będę kochał bez ustanku” – pisze Daniel z więzienia do Kaliny, która też siedzi.
Jeszcze wtedy nie mają wyroku. Nie wiedzą, że dostaną każde po dożywociu. Nie czują lęku. „Co u ciebie?” – pisze Daniel do Kaliny w więzieniu. „Bo u mnie jakoś leci”. A Kalina odpisuje: „W więzieniu nudy, czas ciągnie się niemiłosiernie, a nie ma jeszcze telewizora”. Nie może dostać się do dentysty. Jest ciepła woda w kranach, ale mydła i proszku za mało. Odpoczywa psychicznie i fizycznie. Dowiedziała się, że Daniel dla zabicia czasu robi jakieś szkatułki.