Klasyki Polityki

Zapakowany

O człowieku, który chował się w kurierskiej przesyłce i... sam się nadał

Wyrok w sprawie zapadł przed praskim sądem ósmego miesiąca po tym, jak T. i jego koledzy zostali wrobieni przez złośliwość rzeczy martwej, jaką był telefon. Wyrok w sprawie zapadł przed praskim sądem ósmego miesiąca po tym, jak T. i jego koledzy zostali wrobieni przez złośliwość rzeczy martwej, jaką był telefon. Mirosław Gryń / Polityka
O człowieku, który sam się nadał, i co z tego wynikło.
Krążyła po Pradze legenda o kozaku, który nadawał się w przesyłkach gabarytowych i kroił tiry w trasie. Kozak budził szacunek, choć nie wiadomo, czy istniał.Łukasz Rayski/Polityka Krążyła po Pradze legenda o kozaku, który nadawał się w przesyłkach gabarytowych i kroił tiry w trasie. Kozak budził szacunek, choć nie wiadomo, czy istniał.

T. był zwyczajnym młodym mężczyzną z warszawskiej Pragi. Przed dwoma laty T. ożenił się z S. i niemal natychmiast urodził im się synek. Żona i synek byli bezrobotni, co czyniło T. jedynym żywicielem. Pracował jako dostawca pizzy. Rodzina posiadała 40 tys. kredytu konsumpcyjnego do oddania.

R. był szwagrem T. Łączyła ich zwyczajność, podobny wiek i dzielnica. Szwagier nie miał na utrzymaniu nikogo. Wiódł życie bażanta, co nie oznacza, że nie miał trosk. Posiadał niewykonywany zawód fryzjera, więc brakowało mu na wszystko. Jak się później okaże, brakowało mu nawet na kanapkę z kotletem.

• • •

Dwa lata po ślubie T. z S. białołęcka policja przyjęła zgłoszenie o obrabowaniu tira w trasie. Brak sześciu telefonów komórkowych oraz mierników elektronicznych zgłaszał J., specjalista ds. bezpieczeństwa spółki kurierskiej na Pradze. Kradzież wymykała się logice. J. przedstawił linię technologiczną obsługi przesyłek: automatyczny sorter skanujący kieruje przesyłki do rękawów, a następnie na pola odkładcze. Podjeżdżają ciężarówki, ładują fracht, ruszają zaplombowane do miejsc destynacji.

Inkryminowany tir zmierzał lutową nocą do Łodzi. Zepsuł się po drodze. Na miejsce defektu skierowano zgodnie z procedurą inną ciężarówkę, która przejęła naczepę, po czym udała się do klientów. Kierowcy byli poza podejrzeniem, plomba nienaruszona, czujnik otwarcia przestrzeni ładownej nie odnotował ingerencji w część ładowną, a mimo to fracht został rozdziewiczony poprzez splądrowanie. Zginęło towaru na sumę około 50 tys.

Jedynym wątkiem łączącym ten przemyślany skok z małżeństwem T. i S. okazał się telefon komórkowy należący do T., znaleziony w przyczepie tira.

• • •

T., dostawca pizzy, był troszeczkę nerwowy.

Polityka 22.2015 (3011) z dnia 26.05.2015; Społeczeństwo; s. 28
Oryginalny tytuł tekstu: "Zapakowany"
Reklama