Ani za dużo Niemiec, ani za mało Polski
Muzeum Śląskie: trochę polskie, trochę niemieckie. Zatem zimna poprawność?
Pierwszy gmach Muzeum Śląskiego był gotów wiosną 1939 r., ale wojna przerwała przygotowania do jego uroczystego otwarcia. Wszystkie symbole polskiego dziedzictwa narodowego miały być planowo wypalane do cna. Jak więc mógł uniknąć zagłady najnowocześniejszy wówczas gmach użytku publicznego w Europie? Działając w hitlerowskim amoku, nowe władze Katowic wydały stosowny rozkaz: w drugim roku wojny Muzeum Śląskie – efekt wspólnego zamysłu wojewody Michała Grażyńskiego i Sejmu Śląskiego, powstały „ku krzewieniu polskości” – poszło do rozbiórki.
Przestało istnieć, choć gmach był klimatyzowany, wyposażony w specjalne systemy filtracji powietrza, cicho śmigające windy, ruchome schody pilotowane fotokomórkami i nowoczesne sale audiowizualne. Dlaczego więc tego monumentalnego i ultranowoczesnego cudu architektury i techniki, postawionego w trzy lata, Niemcy nie wykorzystali do własnych celów.
Prof. Małgorzata Omilanowska, minister kultury i dziedzictwa narodowego, która uroczystość otwarcia nowego Muzeum Śląskiego podniosła do rangi wydarzenia europejskiego – powiedziała tak: – Uczyniono to z pełną świadomością, że rozbierana jest instytucja bardzo ważna dla zrozumienia ludzi ze Śląska, istoty ich przynależności kulturowej. To była symboliczna akcja, symboliczny gest zniszczenia śladu po dumnej przeszłości Ślązaków z czasów II Rzeczpospolitej i z okresu śląskiej autonomii.
Muzeum miało wtedy do spełnienia szczególnie trudną misję – młode polskie państwo, które objęło część Górnego Śląska, próbowało z całych sił zrzucić balast dziedzictwa pruskiego i krzewić symbole polskości. Często czyniono to bezpardonowo, zapominając, że to eksperyment na żywym organizmie. Pamięć historyczną Ślązaków, porozrywaną powstaniami śląskimi i plebiscytem, które raz traktowano jak patriotyczny zryw narodowy, innym razem jak regionalną wojnę domową – dalej szarpano.