Malarze wszystkich świętych
Pisanie ikon: zajęcie nie tylko dla mnichów
Najpierw dzwoni ksiądz lub batiuszko: Panie Jarku, jest sprawa. Wtedy Wiszenko bierze dwa wędkarskie teleskopy i jedzie. Teraz są mierniki laserowe, żeby ustalić wysokość ścian. Ale on woli swoją metodę. Związuje taśmą sztywną 6-metrową wędkę, z którą wiosną chodzi nad Bug łowić klenie, z drugą, krótszą, cienką i lekką. W ten sposób ma 10-metrową miarkę. Wystarczy, żeby obmierzyć całą świątynię.
Potem robi projekt: jaki święty i w jakiej wielkości ma być na ścianie.
Każda ikona malowana na desce, tynku czy innej nawierzchni musi spełniać wymogi kanonu. Ustalono go w średniowieczu na podstawie m.in. biblijnych opisów, orzeczeń soborów, apokryfów i tekstów liturgicznych. – Kanon powstał dopiero po ikonoklazmie, czyli ruchu walki z ikoną w niepodzielonym jeszcze chrześcijaństwie – tłumaczy ks. Henryk Paprocki, teolog prawosławny. – Pod koniec pierwszego tysiąclecia zniszczono większość świętych obrazów. Po mniej więcej 120 latach nastąpił nawrót do sztuki sakralnej. I powstał problem, według jakiego wzorca malować. Pojawiły się tak hermeneje – podręczniki malowania ikon.
Jaką brodę miał święty Paweł
Wiszenko z Mielnika pokazuje jedną z bardziej znanych hermenei – Dionizjusza z Furny. Św. Mikołaj musi mieć wąskie usta, okrągłą brodę i tylko mały kędziorek na głowie. Św. Jerzy jest przedstawiany w stroju żołnierza lub bogatego młodzieńca, z dzidą, mieczem lub tarczą. Św. Piotr ma siwą, okrągłą bródkę. A św. Paweł taką na pięć lub siedem kosmyków. No i długi nos...
Jakich świętych łatwiej malować? – Brodaczy, bo twarzy prawie nie widać, jest mniej pracy – żartuje Wiszenko, sam zarośnięty jak postaci z jego obrazów. Jednym z jego ulubionych jest Metody z Konstantynopola.