Felieton ukazał się w tygodniku POLITYKA 28 maja 2014 r.
Kampania wyborcza się skończyła i jest to bez wątpienia duży sukces. Gdyby jeszcze trochę potrwała, wielu wyborców mogłoby nie wytrzymać konieczności dalszego oglądania tej kampanii, a wielu kandydatów – konieczności dalszego występowania w niej. W opinii telewidzów rangę kampanii obniża fakt, że niestety nie była ona tak ciekawa i trzymająca w napięciu jak Konkurs Eurowizji. Osobiście uważam, że zadecydował o tym gorszy poziom wokalno-estradowy startujących w eurowyborach wykonawców.
Najważniejsze, że kampania przyniosła Polsce konkretne korzyści. Mam tu na myśli np. niezwłoczne pojawienie się liderów dwóch największych partii politycznych na wałach przeciwpowodziowych w chwili, gdy powódź zagroziła ich przerwaniem. W efekcie woda w wielu miejscach od razu opadła, a w innych zdecydowała się nie przekraczać stanów alarmowych i pozostać w swoich korytach. Trudno powiedzieć, którego z liderów się bardziej przestraszyła, bo zdaniem specjalistów od wizerunku obaj prezentowali się na wałach groźnie.
Dużym osiągnięciem prezesa PiS w kampanii było wylansowanie własnego swetra. Sweter doskonale spełnił zadanie, bo nie gryzł i nie pił, tylko dobrze przylegał, uwypuklał polityczną sylwetkę prezesa oraz ocieplał ją. Nie wiadomo, jakiej jest marki, ale specjaliści zapewniają, że to marka warta więcej od marki, jaką jest Aleksander Kwaśniewski. Dlatego niewykluczone, że sweter będzie kluczowym elementem nowego programu PiS skierowanego do ludzi młodych i przedsiębiorczych. Zdaniem wizerunkowych doradców prezesa najwyższy czas, żeby PiS miał nie tylko twarz Jarosława Kaczyńskiego, ale także jego sweter, a w przyszłości może także jakieś porządne spodnie i buty.
Decyzja o użyciu swetra w kluczowym momencie kampanii świadczy o politycznym instynkcie Jarosława Kaczyńskiego i jego determinacji w marszu po władzę. Zresztą kampania ukazała lidera PiS jako polityka wszechstronnego, umiejącego wystąpić publicznie nie tylko w swetrze, ale także w lekkiej kurtce z suwakiem. Tej wszechstronności zabrakło premierowi Tuskowi, który postawił na garnitury w monotonnej kolorystyce, co sprawiało, że nie wszystko, co mówił, było dobrze przyjmowane. Fatalnie przyjęto m.in. jego słowa sugerujące, że polskie dzieci mogą nie pójść 1 września do szkoły. Panuje opinia, że gdyby premier wygłosił te słowa nie w marynarce i pod krawatem, ale np. w swojej słynnej peruwiańskiej czapce, zostałyby przyjęte z o wiele większą wyrozumiałością.