Felieton ukazał się w tygodniku POLITYKA 6 czerwca 2009 r.
Pogrobowcy KPP nie ustają w gloryfikowaniu PRL. Kultowe filmy Barei i Piwowskiego, kultowe teatry Grotowskiego i Swinarskiego, kultowi bokserzy Stamma i piłkarze Górskiego, kultowy pies Szarik i miś w okienku, tramwaje i autobusy, budynki Pniewskiego i Hryniewieckiego, kluby i ścieki, żubrówka i wyborowa, Opole i Sopot, Piwnica i Egida, „MS Batory” i liceum Batorego, starsi panowie i młodsze panienki z ASP.
Im bliżej rocznicy upadku komunizmu, tym więcej było nostalgii za smutą, która miała swój smak. W ramach festiwalu PRL organ Michnika i Kiszczaka zamieścił wywiad z peerelowskim pisarzem (tak się dzisiaj pisze o tych, którzy zrobili karierę przed nową erą) Januszem Głowackim. Rozmowa dotyczyła pijaństwa w PRL i była suto zakrapiana nostalgią. „Więcej świetnych książek albo filmów powstało wtedy po pijanemu czy na kacu niż teraz na trzeźwo... Napił się człowiek – wspomina Głowacki – i był wolny, a przynajmniej przez chwilę tak się czuł... Kiedyś robotnik to był pan. W dzień wypłaty brał taryfę, kazał się wozić od knajpy do knajpy i przepijał wszystko”.
Od czasu do czasu Głowacki wychyla kieliszek na drugą nóżkę, politycznie poprawną, wspomina, iż władza rozpijała naród, który pijany łatwy był do rządzenia, ale w zasadzie pisarza suszy pragnienie peerelowskiej wody ognistej, umiejętnie podsycane przez propagandystę z „Gazety”. Z lektury wynika, że PRL – przynajmniej pod gazem – wcale nie była wyłącznie żołądkowo gorzka, jak nakazuje dzisiejsza poprawność polityczna. Nad ranem piło się także miód trójniak i cherry cordial.
Słodycz ta rozlewa się dziś w Polsce na wszystkie dziedziny życia. Zaczyna się nawet szerzyć kult komunistycznych wyższych uczelni.