Klasyki Polityki

Portrety Rakowskiego

Szkoda, że MFR nie doczekał odsłonięcia pomnika na Mysiej.

Felieton ukazał się w tygodniku POLITYKA 16 czerwca 2014 r.

Odsłonięcie na ul. Mysiej pomnika wolności słowa (nieoficjalnie „pomnik cenzury”), na której byliśmy częstymi klientami, od razu przywodzi mi na myśl perypetie Rakowskiego, który z jednej strony miał nam za złe, że piszemy niecenzuralne artykuły („Ja muszę za was świecić oczami w KC!”), z drugiej – świadomie redagował jedno z najbardziej pokiereszowanych czasopism w PRL. W połowie lat 70., w czasie 13 miesięcy przed oceną naszego tygodnika przez Biuro Prasy KC PZPR, w POLITYCE dokonano 437 ingerencji cenzorskich, w „Tygodniku Powszechnym” 418, w „Kulturze” 154. Nie był to wcale rok rekordowy. Szkoda, że MFR nie doczekał odsłonięcia pomnika na Mysiej.

Zmarł Wojciech Jaruzelski – trudno nie pomyśleć o jego następcy, ostatnim I sekretarzu, który rozkazał, by sztandar PZPR wyprowadzić. Naturalną koleją rzeczy to Rakowski powinien był odprowadzać w ostatnią drogę Jaruzelskiego, a stało się odwrotnie. W „Gazecie Wyborczej” kilka dni temu prof. Janusz Reykowski (partyjny liberał) pisał o pozytywnej roli wewnątrzpartyjnej opozycji, wskazując na dorobek POLITYKI – trudno wtedy nie pomyśleć o Rakowskim.

Wreszcie niedawno obchodziliśmy w redakcji i na naszych łamach piękny jubileusz 20-lecia kierowania POLITYKĄ przez miłościwie nam panującego naczelnego redaktora Jerzego Baczyńskiego, który oczywiście w mowie tronowej przypomniał zasługi swoich poprzedników. I tym razem trudno było nie pomyśleć o Rakowskim.

Nie zamierzałem jednak o nim pisać, żeby nie być podejrzany, że „wybieram przeszłość”, zwłaszcza że zgadzam się, iż żyjemy w najlepszym okresie naszych dziejów (ostatnio Putin trochę zepsuł nam przyjemność). „Aż tu nagle” – jak mówi się w bajkach – ukazała się potężna książka znanego historyka prof. Jerzego Eislera „SIEDMIU WSPANIAŁYCH. Poczet pierwszych sekretarzy KC PZPR”, której ostatni rozdział dotyczy MFR. No, sami państwo przyznają, że trudno się nie odezwać i warto odnotować to wydarzenie w POLITYCE. Jest to pierwsza, znana mi, synteza MFR, z której ja wybieram tylko część dotyczącą jego działalności w redakcji. Obok faktów i ocen znanych lub powszechnie podzielanych, np. w sprawie dwoistości Rakowskiego, znajdujemy w książce nowe fakty i trafne oceny.

Eisler widzi „pewien osobowy dualizm Rakowskiego, który czasami za wszelką cenę chciał uchodzić za człowieka wrażliwego, liberała i partyjnego reformatora, by kiedy indziej odgrywać rolę twardego, a czasem wręcz brutalnego”. Autorzy innej pracy o Rakowskim (Łukasz Dwilewicz i Jacek Luszniewicz) piszą: „Problem w tym, że uległość polityczna przeplatała się u Rakowskiego z ciągłym przekraczaniem obowiązujących »linii«. Świadectw jego niezgody na wypełnianie politycznych zamówień przytoczyć można równie wiele, co przykładów kapitulanctwa”.

Obok Rakowskiego – oportunisty, pojawiał się, znikał i uparcie powracał nonkonformista. Opierający się cenzurze, aparatowi KC i członkom kierownictwa, ujmujący się za atakowanymi współpracownikami z opozycji i z własnego obozu. Lojalność wobec partii – pisze Eisler – pozwalały Rakowskiemu niekiedy robić rzeczy użyteczne, pomagać konkretnym ludziom. Udało mu się uratować jednego skazanego na śmierć. Cytowani przez Eislera autorzy, Dwilewicz i Luszniewicz, zastanawiali się, który Rakowski był prawdziwy, czy ten „oburzający się na policyjne i sądowe represje, czy ten, u którego (…) realna polityka wypierała humanitaryzm i przyzwoitość. Rzecz w tym, że obaj”.

Michał Przeperski, który pracuje nad biografią Rakowskiego (autor pracy pod niewyszukanym tytułem „Janczar Gomułki”), pisze, jakie były granice „koncesjonowanego liberalizmu Rakowskiego”. Takie określenie upraszcza sprawę. Rzecz w tym, że Rakowski, owszem, był koncesjonowanym liberałem, ale takim, który nie zadowalał się posiadaną koncesją, walczył o to, by granice owej koncesji poszerzyć, z korzyścią dla siebie, dla POLITYKI i dla kraju. Sam nam te granice zakreślał, ale w sporach z cenzurą i z KC zabiegał, by były one szersze. Inaczej POLITYKA nie byłaby sobą. Nieraz płacił za to wysoką cenę.

Drugą ważną cechą MFR, którą prof. Eisler dostrzega, była jego fascynacja władzą, a zwłaszcza kolejnymi przywódcami partii. Przedwczesna śmierć ojca dla niespełna 13-letniego chłopca była ciężkim przeżyciem, wykształciła w nim podświadomą potrzebę szukania autorytetu politycznego. Dziennikarz BBC, który pisał o Rakowskim, powiedział prof. Eislerowi, że w działalności politycznej MFR zawsze ważny był problem autorytetu – przywódcy, u boku którego pracował. Zgadzam się z tą interpretacją. Rakowski sięgał ponad aparatczykami prosto do panującego „ojca narodu”. Ja sam, z powodu utraty rodziców w czasie okupacji, tym m.in. tłumaczę sobie autorytet Rakowskiego w moich oczach, kiedy byłem redakcyjnym pacholęciem.

Inną cechą Rakowskiego, którą prof. Eisler słusznie przytacza, jest jego strach przed upływem czasu i nieuchronnym końcem życia. Na Mazurach kontemplował „odwieczny rytm jezior, szum sosen i… upływ czasu”. „Poczucie »smugi cienia« to szczególnie przejmujący rys osobowości Rakowskiego” – piszą autorzy cytowani przez Eislera. Rakowski niejednokrotnie rozmawiał ze mną o nieuchronnym końcu, żywo zareagował na mój felieton o odchodzeniu na zawsze. Kiedy byłem najmłodszy w redakcji, od czasu do czasu pytał, ile mam lat. Jak gdyby sprawdzał, czy ja też się starzeję i czy różnica wieku między nami nie rośnie. Przede mną najmłodszy (30 lat) w redakcji był właśnie on, młody szef wśród starszych komunistów z przedwojennym stażem. Potem postawił na młodych, ale zawsze był świadom upływającego czasu. „Poczucie upływającego czasu – pisze Eisler – w wypadku Rakowskiego zaczęło o sobie dawać znać bardzo wcześnie, gdy miał zaledwie trzydzieści kilka lat i od tej pory stale towarzyszyło mu z narastającą z biegiem lat intensywnością”. W wieku 35 lat zapisuje w „Dzienniku”: „myślę o śmierci, o tym, że kiedyś życie się skończy”.

Reklama

Czytaj także

Kraj

Czy jesienią PiS odda władzę? Zachodzące procesy pokazują, że tak, ale...

Moim bazowym scenariuszem jest utrata władzy przez PiS, daję mu 55 proc. szans realizacji. Drugi dosyć silny, aczkolwiek mniej prawdopodobny, powiedzmy na 35 proc., to wygrana PiS i potem rząd koalicyjny z Konfederacją albo jej częścią – rozmowa z Andrzejem Bobińskim, dyrektorem ośrodka analitycznego Polityka Insight.

Rafał Kalukin
03.05.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną