Felieton ukazał się w tygodniku POLITYKA 27 czerwca 2009 r.
Słyszałem taką opowiastkę: mały Józio wykorzystał chwilę, gdy jego tatko oderwał się od „pudełka” w Internecie.
– Powiedz mi, kim jest prezydent – zapytał.
– Prezydent... prezydent, jak by ci to wytłumaczyć. Aha, u nas w domu ja jestem prezydentem.
– A mama?
– A babunia?
– Centralne Biuro Śledcze.
– Rozumiem. A ja, kim ja jestem?
– Ty, nasze oczko w głowie, jesteś narodem. Najważniejszym elementem tego układu.
– Dziękuję, tatusiu. Teraz już wszystko wiem.
Minęło kilka dni. W przerwie między biznesowym spotkaniem i konferencją w sprawie cięć budżetowych ojciec odebrał maila: „Do mamy przyszedł jakiś typek, zamknął się z nią w sypialni i zachowuje się jak prezydent. Centralne Biuro Śledcze drzemie na kanapie, a zaniepokojony sytuacją naród burzy się i marga po kątach”.
Opowiastka jak opowiastka, ale rzeczywiście nastroje są kiepskie. Wskaźnik optymizmu znowu poleciał w dół. Być może powodem jest bliskość rozstania z ulubionymi posłami, ozdobą mediów. Eurodeputowanymi do Brukseli. Jak tu włączyć telewizor, gdy nie pojawi się wodzirej Cymański, ucieleśnienie znanego powiedzonka o kimś, kto chciał być panną młodą na każdym weselu i nieboszczykiem na każdym pogrzebie. Jak żyć, kiedy zabraknie Olejniczaka – klaty i orła w jednym. Jak oswoić codzienność, gdy nie objaśni jej Migalski (Migalski to nazwisko, zawód to politolog).
A co dopiero powiedzieć o zawsze uśmiechniętym Kalinowskim, który teraz będzie „szlifować język”. Nie on jeden zresztą wyjedzie, żeby szlifować. Doczekamy się nowej brygady szlifierza Karhana, czy raczej Kurhana, bo po wkuwaniu słówek zmęczony europoseł przysiądzie na przewidująco przywiezionym cepeliowskim kurhanie i wspomni kraj ojczysty.