Ci, którzy na nich patrzą, myślą: ci piękni są niezwykli i wspaniali. I dobrzy. Ludzie od wieków utożsamiali piękno z dobrem. „Zewnętrzne piękno jest prawdziwym znakiem wewnętrznego dobra, rzec można, że piękno i dobro są w pewien sposób tożsame, szczególnie gdy idzie o ludzkie ciało. Brzydcy są w większości również źli” – pisał w 1561 r. Baltazar Castiglione.
– Istnieją dowody na to – mówi prof. Krystyna Skarżyńska, psycholog – że są w mózgu miejsca wyspecjalizowane w „rozpoznawaniu twarzy”.
Owe miejsca często wprowadzają nas w błąd. Nie należy im zbytnio ufać, zwłaszcza że odczytanie twarzy, jeśli nawet nie jest trafne, ma skłonność, jak twierdzi prof. Skarżyńska, do upartego utrzymywania się, nawet wbrew temu, że inne informacje przeczą później pierwszemu wrażeniu.
Jesteśmy niewolnikami naszych oczu. Badania kanadyjskiej psycholog Karen Dion i wielu innych wskazują niezbicie: kobiety i mężczyźni są przekonani, że urodziwi ludzie są nie tylko dobrzy, ale także inteligentniejsi, bardziej interesujący, czuli, zdrowsi, atrakcyjniejsi seksualnie oraz że czeka ich lepszy los niż przeciętnych, nie mówiąc już o brzydkich.
Dzieci w przedszkolu bawią się chętniej z ładnymi kolegami niż z brzydkimi. Wiedzą już, kto jest piękny. I dobry, rzecz jasna: złotowłose królewny z bajek i jaśni królewicze, w przeciwieństwie do brzydkich i złych czarownic z krogulczym nosem i kurzajką na twarzy. Zdają się o tym wiedzieć nawet niemowlaki, które wyraźnie częściej i dłużej patrzą na twarze ładne niż na nieurodziwe.
Pani w szkole – jak zauważyła Karen Dion – o ładnej dziewczynce, która zrobiła coś złego, mówi: miała tylko zły dzień, każdemu się to zdarza. A o niezbyt ładnej – z tym wstrętnym dzieckiem każdy ma kłopot.