Klasyki Polityki

Ulica Rusałek

Robert jest siódmy, inny niż pozostała szóstka

Jacek został zaimpregnowany dobrym dzieciństwem na całe życie, patrzył, jakie ono jest, kiedy rodzice kochają się aż po starość. Jacek został zaimpregnowany dobrym dzieciństwem na całe życie, patrzył, jakie ono jest, kiedy rodzice kochają się aż po starość. RitaE / Pixabay
Rano poszli zapalać świece w wieńcu adwentowym. Średnio zamożni inteligenci przed i po czterdziestce z ulicy Rusałek, Zapadającego Zmierzchu, Porannej Zorzy i Letnich Mgieł w Zalesiu Górnym. Przeważnie z kilkorgiem dzieci. Wszyscy jakby jednego kroju.

Pierwszą świecę zapalono u Moniki i Jacka w dniu urodzin Grzesia. Grześ przyszedł na świat już w Zalesiu, w swoim domu, przy ulicy Rusałek. Z jakiegoś powodu nie zjawił się umówiony lekarz. Jacek sam odbierał syna. Swoje szóste dziecko.

Przy piątym z rzędu, Jaśku – był w szpitalu i asystował przy porodzie: przeżycie tak czyste i niezwykłe, że szpital jakby w tym zawadzał. Więc tego samego wieczoru zabrał Monikę do domu. Przy Grzesiu byli tylko we dwoje i było to coś nieopisanego. Najważniejszy dzień w życiu – powiedział Jacek.

– Znak od Boga – powiedziała Monika. Dostała wiele takich znaków. Tomek, który chodził z nią, jeszcze w jej brzuchu, po urzędach, walcząc o mieszkanie w Warszawie, długo po urodzeniu się moczył. Była umęczona. Prosiła gorąco z grupą modlitewną z Warszawy, żeby Tomkowi się poprawiło. I stało się. Znaki z nieba mogą być w sprawach drobnych, ważnych i każdych. Monika wierzy, że jeśli będzie blisko Boga, jej rodzinie nie stanie się nic złego.

Nić

Kiedy Grzesiek się urodził, Jacek poszedł ugotować nożyczki do przecięcia pępowiny. Weszły dzieci i głaskały jeszcze mokrego brata. Jacek przeciął pępowinę. Ta nić łączy ich do dziś – niewidzialne biologiczne przyciąganie, silniejsze niż z innymi dziećmi.

W pierwszą rocznicę urodzin Grzesia zapalenie wieńca adwentowego odbyło się więc w ich domu. Przyszły rodziny. Wszyscy śpiewali psalmy, potem jedli ciasto, które upiekła Monika.

Do urodzin Agaty niewiele brakowało, a wcale by nie doszło. Choć jednak nie. Wszystko jest zapisane z wyprzedzeniem i nie ma na świecie przypadków. Monika postanowiła nie wychodzić za mąż. Jeszcze w szkole średniej zwierzyła się koleżance, jaki musi być jej przyszły mąż, artysta, najlepiej plastyk, wierzący, żeby nie było rozdźwięków.

Polityka 52.1998 (2173) z dnia 26.12.1998; Społeczeństwo; s. 98
Oryginalny tytuł tekstu: "Ulica Rusałek"
Reklama