Klasyki Polityki

Skumbrie w tomacie i ozór na szaro

Skumbrie w tomacie i ozór na szaro. Co łączyło Tuwima i Gałczyńskiego?

Tuwim przeżył śmierć Gałczyńskiego o dwadzieścia jeden dni. Zmarł na wylew krwi do mózgu w pensjonacie Zaiksu Halama w Zakopanem 27 grudnia 1953 r. Tuwim przeżył śmierć Gałczyńskiego o dwadzieścia jeden dni. Zmarł na wylew krwi do mózgu w pensjonacie Zaiksu Halama w Zakopanem 27 grudnia 1953 r. PAP
W grudniu 1953 r. zmarli dwaj wielcy – i zapewne najpopularniejsi w całym XX w. – nasi poeci: Konstanty Ildefons Gałczyński i Julian Tuwim. Tuwim był starszy od Gałczyńskiego tylko o 10 lat, ale było w ich relacjach coś ze stosunku ojca i marnotrawnego syna.

Julian Tuwim patronował debiutowi Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, ratował z pijackich kłopotów, pożyczał pieniądze, Gałczyński pisał początkowo „pod Tuwima”, ale w końcu zbuntował się i bardzo brutalnie mistrza zaatakował. Tuwim jednak nigdy nie stracił sentymentu dla młodszego kolegi, wybaczył przedwojenny antysemityzm, pomagał po wojnie.

Nie wiadomo, jak się poznali. Gałczyński musiał czytać wiersze Tuwima, bo grupa Kwadryga, do której należał, miała wpisany w program bunt przeciw skamandrytom, do których (obok Iwaszkiewicza, Lechonia, Słonimskiego i Wierzyńskiego) należał Tuwim. Tuwim kojarzył młodego poetę przynajmniej od momentu, gdy jesienią 1926 r. w „Cyruliku Warszawskim” ukazał się poemat Gałczyńskiego „Piekło polskie”, a w nim złośliwe charakterystyki ówczesnych wielkich. Także Tuwima:

„Tyżeś to? – rzekłem. – Tyżeś to, Tuwimie,/aże po pępek pogrążon w ignisie?/Czyś to ty, mój słowopiewco, logofagu, larwo?/Milczał, słowa łykając krągłe, i się/w ignisie smażył cum honore parvo”.

Ignis to z łaciny płomień i nazwa wydawnictwa, w którym Tuwim wydawał wiersze, logofag to słowożerca, a larwa... to larwa.

Tuwim nie obraził się i gdy parę miesięcy później Gałczyński wpadł w tarapaty, pomógł. Gałczyński, wcielony w 1927 r. do wojska, na przepustce w Warszawie trafił za jakąś rozróbę do aresztu. Sławny i zaprzyjaźniony z sanacyjnymi oficerami Tuwim załatwił zwolnienie, ale Gałczyński, zamiast wrócić do jednostki, znów się upił, tym razem z mającym go pilnować kapralem. Po paru miesiącach Tuwim ostatecznie wyciągnął Gałczyńskiego z wojska.

Później ratował go jeszcze nieraz. Gdy po pijanemu awanturował się w publicznych miejscach. Gdy porzuconego przez kompanów, bełkoczącego i agresywnego trzeba było wykupywać z rąk kelnerów.

Polityka 49.2003 (2430) z dnia 06.12.2003; Kultura; s. 72
Oryginalny tytuł tekstu: "Skumbrie w tomacie i ozór na szaro"
Reklama