Aaaabsolutnie do wszystkiego
Aaaabsolutnie do wszystkiego. Jak czytać ogłoszenia o pracę?
W rubryce „Dam pracę” dodatku „Gazeta Praca” do poniedziałkowej „Gazety Wyborczej” znalazło się ogłoszenie: „Dam 10 tys./m-c w zamian za ciężką pracę tel. ...” Cały dzień zajęte. Dwa dni później: – Chodzi o prezentację i sprzedaż ekskluzywnych wanien do kąpieli. Jak pan będzie dużo sprzedawał, to dużo pan zarobi.
Inne ogłoszenie: „Panie wysokie zarobki, tel. 0-501...”
– Dzień dobry, ja z ogłoszenia.
– Cieszę się, że zadzwoniłeś – powiada kobieta niezrażona, że odezwał się męski głos. – Najpierw krótko o ofercie. A więc 150 zł za godzinę, w tym miłość francuska, z zabezpieczeniem, pieszczoty...
W 2002 r. w Polsce ukazało się ponad milion ogłoszeń z branży „praca”. Przeważają anonse „dam pracę” (70-75 proc.), reszta to ogłoszenia „szukam pracy”. Potentatem jest Agora – „Gazeta Wyborcza” i jej lokalne mutacje. Nieznana liczba ofert pracy krąży w Internecie. Nieznana jest też liczba ogłoszeń umieszczanych na tablicach w urzędach pracy. Jeszcze bardziej ciemna liczba anonsów, które można znaleźć na słupach, klatkach schodowych, w ruchliwych punktach w centrach miast.
Pracodawcy najczęściej poszukują handlowców. We wszelkich odmianach. Od sprzedawców sklepowych (w delikatesach, w piekarni), po „specjalistów ds. sprzedaży”. Nie poszukuje się już, jak na początku lat 90., akwizytorów. Wielu ogłoszeniodawców odcina się od tej nazwy: „Ciekawa praca, nie akwizycja”. – Bo to praca najbardziej niechciana – twierdzi Waldemar Kruk, szef działu ogłoszeń drobnych w „GW”.
Współczesny