U zarania Polski pito głównie piwo z jęczmienia, potem z pszenicy, jak na dzisiejszy gust podłej jakości. Także miody sycone, czyli poddane fermentacji alkoholowej. Były słodkie, ciężkostrawne – i rozsądni ludzie nie pili ich zapewne w nadmiarze, mimo że wyczyniały harce w głowie.
Kluby opilców i pijackie cechy
Czy upijano się? Pierwszy XI-wieczny polski wiersz Słoty „O zachowaniu się przy stole” nie wspomina w ogóle o upijaniu się. Być może zgodnie z duchem epoki warunkiem zbawienia była wstrzemięźliwość. Dlatego wraz z rozwojem stanu duchownego tak bardzo raziło pijaństwo księży. „I plebani z miąszą szyją, jiżto bardzo piwo piją” – czytamy w XV-wiecznym dialogu Mistrza Polikarpa ze Śmiercią. Podobne przytyki znajdujemy w innych satyrach.
W kilkutysięcznym średniowiecznym Krakowie rozkwitło 25 browarów (! ), a szynków nie sposób było zliczyć, były na każdej uliczce. Walka konkurencyjna browarów była tak ostra, że w XV w. Kazimierz Jagiellończyk zabronił importu piwa ze śląskiej Świdnicy, chroniąc krakowskie piwiarnie. Zresztą nie na długo. Zapotrzebowanie ciągle rosło. Trwały też pijackie walki w Krakowie między żakami różnych nacji, głównie między najliczniejszymi Węgrami a Polakami. A wymiotujący z przepicia studenci albo goście na uczcie to częsty motyw satyrycznych rysunków. Nic dziwnego, że pewien poseł w XVI w. nazwie Akademię Krakowską „jaskinią łotrowską”. Odczuje to sam król Jan Olbracht, buszujący nocą pijany po Rynku i zdzielony berdyszem przez równie pijanych pachołków.
Władysław Bogatyński, badający te skrawki życia obyczajowego Krakowa, sądzi jednak, że Polacy nie stanowili wyjątku na tle Europy. Jesteśmy mu skłonni wierzyć. Rzecz ciekawa, już wówczas co światlejsze głowy w Polsce zauważały, że alkohol dramatycznie skraca życie.