Klasyki Polityki

Właściciel Końca Świata

Jak się w Kopytkowie agroturystyka narodziła

Bagna tak długo chodziły Raczkowskim po głowie, że postanowili na nie wrócić. Bagna tak długo chodziły Raczkowskim po głowie, że postanowili na nie wrócić. Stanisław Ciok / Polityka
Urzędnicy wątpili, okoliczni gospodarze przyglądali się, kręcili głowami. Po cichu rozpowiadali, że Raczkowski dom publiczny na bagnach stawia. Słabsza psychika by się załamała, ale nie on. – Uparty jestem i jak mi coś odradzają, zaraz to robię. To co zbudowałem, powstało dzięki temu, że mnie zniechęcali.

Wszystko co tam widać, pokazuje palcem pan Raczkowski, to Czerwone Bagno, koniec świata. Ryba pod ręką, łosie pasą się jak krowy, jedna pani z Hannoveru przyjechała, łosia zobaczyła i aż się z wrażenia popłakała. Jest kulik wielki, bekas leszyk, bocian czarny, czasem bielik pokrąży nad głową. Nawet ryś z puszczy zagląda. Za to ludzi w Kopytkowie za wiele nie ma. – Ja, Wiesiek sołtys, jeszcze paru. A poza nami mokradła wszędzie.

To moje będzie

Rodzina pana Raczkowskiego zawsze żyła wokół bagien, bagno wlazło jej w kości, w duszę. Reumatyzm to rodzinna choroba. Bóle, łamania, ręce poblokowane. – Może to od tych kleszczy? – zastanawia się. – Może to w genach nosimy? Umierać nie umieramy, ale coś tam w środku człowieka zostaje.

Adam Raczkowski, syn ludzi z bagien, urodził się w Augustowie. Elektryk po zawodówce przewijał silniki, był akwizytorem, robił stolarkę. W końcu założył sklep spożywczo-przemysłowy. Sklep jeszcze trzy lata temu szedł całkiem możliwie, potem słabiej i słabiej. Koniunktura spożywcza siadła, pan Raczkowski w swoim sklepie usychał. Klient mu obrzydł, bo w zasadzie tylko pił, a że był biedny, pił na zeszyt. Pieniądz choć marny i nerwowy, nie szedł do kasy, tylko w kierunku akurat przeciwnym. – Musiałem gdzieś poszukać spokojniejszego pieniądza – przyznaje.

Bagna od lat chodziły za nim, myślał o nich. I postanowił na nie wrócić. Kiedy powiedział o tym wujkowi, który mieszka dobry rzut kamieniem stąd, wujek spytał: – Kupiłbyś coś?

Kupiłbym!

– A o jest taki kawałek, podjedziem!

Tę łąkę kupił przez przypadek, bo cały czas myślał, że to o inną łąkę chodzi. Trudno. – Taka sobie, myślę.

Polityka 29.2001 (2307) z dnia 21.07.2001; kraj; s. 34
Oryginalny tytuł tekstu: "Właściciel Końca Świata"
Reklama