Zaludniają kanały, węzły ciepłownicze, dworce, klatki schodowe, strychy, noclegownie. A wszyscy pozostali szukają domowego ciepła, utrzymując z sąsiadami i znajomymi ciepłe stosunki i marząc o ciepłych posadach, gdzie za pracę płacą im ciepłą ręką.
– Głód można oszukać, zimna się nie da – Marek Kotański stwierdza to na podstawie wielu lat obserwacji; w jego 157 domach pomocy, noclegowniach i innych przytuliskach mieszka dzisiaj ponad 12 tys. ludzi. – A ponieważ zimna nie da się oszukać, jest ono dla człowieka bardziej dotkliwe niż głód. Za ścianą w szpitaliku w Centrum Pomocy Bliźniemu przy ul. Marywilskiej w Warszawie lekarka amputuje właśnie bezdomnemu odmrożone palce u prawej nogi. – A tej zimy nie było przecież jeszcze, odpukać, silnych mrozów – mówi Kotański, który liczbę bezdomnych w Polsce szacuje na pół miliona.
Pod ziemią, przy rurach
– Mamy tu zawsze plus 20 stopni albo i więcej – Jurek, 47 lat, rozbiera znaleziony na śmietniku silnik elektryczny oddzielając droższą w skupie miedź od tańszego metalu. Jurek od pięciu lat mieszka w komorze ciepłowniczej, 300 metrów za płotem Elektrociepłowni Żerań w Warszawie. Między supermarketem Auchan i Leroy Merlin a ul. Elektronową jest największe na Pradze Północ podziemne osiedle. Co kilka, kilkanaście metrów włazy do komór, z których w różnych kierunkach rozchodzą się rury z gorącą wodą albo parą. W jednej z komór Jurek mieszka z trzema kolegami. Pościągali tu stare materace wyrzucone na śmietnik, garnki, patelnię, szmaty i koce. Jest nawet mała choinka. Z toalety korzystają w supermarketach, gdzie mogą też umyć twarz i ręce.