Smutek nie szkodzi kelnerom
Cierpieli na psychozę, teraz otworzyli hotel
Hotelik przy ul. Bałuckiego ma sześć pokoi, dwa piętra i pogodne żółte ściany. Gdy ekipa remontowa nakładała farbę, Piotr Cebula, przyszły kelner (z psychozą), miał akurat dyżur w stróżówce. Dowcipkował sobie z malarzami, bo zawsze dowcipkuje, kiedy choroba jest w remisji, że będą piękne ścianki pod kolor żółtych papierów.
– Żartuję – mówi Piotr – bo to pomaga w życiu. Nawet obsługując samego Pana Cogito, Cebula walnąłby mu jakiś żarcik. (Pana Cogito z wiersza Zbigniewa Herberta wybrali na patrona hotelu, bo on za dużo myśli. Zupełnie jak oni). Smutek równa się wstęp do choroby.
– Ależ kelner ma prawo być smutny – prostuje Anna Wasieczko, hotelowa pielęgniarka, opiekunka grupy. – Wysłuchamy, poczekamy, aż smutek minie.
A jeśli kelner porzuci pracę, wstanie i wyjdzie? Na przykład z Panem Cogito pod rękę? – Przy regularnym braniu leków nie ma mowy o urojeniach – tłumaczy Anna Bielańska, hotelowy psycholog. – W długich okresach remisji osoba z chorobą psychiczną jest taka, jak każdy z nas: normalna. A odpowiednim leczeniem można zablokować nawroty.
Będą wypadki?
Kanciapa w budynku Stowarzyszenia Rodzin Zdrowie Psychiczne, naprzeciw hotelu, przez trawnik. Okrągły stół, zebranie połączone z terapią, jak co piątek. Od miesięcy powraca ten sam temat.
Piotr Cebula: – Czy podołamy? Ja podołam. Alicja, przez lata kura domowa z dyplomem politechniki w szufladzie: – Nie wiem. Ale w wieku 50 lat czas najwyższy wreszcie pójść do pracy. Jarek, kiedyś mechanik samochodowy, teraz kelner: – Będzie dobrze, bo idzie ku normalności, pierwszy raz od lat.