Buzie dziewczynek, którym brat króla Arabii Saudyjskiej sfinansował operację rozdzielenia, były tam na billboardach i w dziesiątkach reportaży. Ich mamę Wiesławę dziennikarze zazwyczaj pytali tylko kurtuazyjnie: czy jej się podoba? Odpowiadała zgodnie z prawdą, że Saudyjczycy to najmilsi ludzie, jakich spotkała w życiu. O Janikowo nie pytali. Ale, jak wierzy burmistrz Andrzej Brzeziński, muszą tam w Arabii sądzić, że jest to jakaś aglomeracja.
W knajpach
Całe dotychczasowe życie mamy bliźniaczek Wiesławy Dąbrowskiej biegło w Janikowie. W latach 50. zjechali tu jej rodzice, jak prawie wszyscy tutejsi, do pracy w Zakładach Sodowych, które wchłaniały każdą liczbę ludzi; w stanie najwyższych niedoborów kadrowych szefostwo objeżdżało okoliczne wsie ze skrzynką wódki, a balangowicze budzili się już po drugiej stronie bramy, z umową o pracę na czas nieokreślony.
Z 900 mieszkańców w 20 lat zrobiło się 9 tys. Wyjąwszy sprawy związane z zatrudnieniem w miasteczku niewiele się zmieniło. Właściciel jedynej taksówki (Renault, rocznik 1989), milicyjny emeryt pan Kosiński, raczej dokłada do interesu, ale zwinąć się nie może, zważywszy – mówi – na trwający 50 lat konflikt z miasteczkiem Strzelnem. Które to zawsze miało rynek, a przy rynku kościół: – Jakby to było – tłumaczy – gdyby ludzie z Janikowa musieli dzwonić do Strzelna po taksówkę?
Knajpy są w mieście cztery, czyli nawet więcej niż za czasów prosperity fabryki. Ale porządne kobiety i tak tam nie chodzą. Te młodsze wsiadają po prostu w auto i jadą do Bygdoszczy, z tych starszych wiele – jak pani Lukrecja, była nauczycielka – nie przekroczyło progu knajpy, zanim nie wyprawiły 60 urodzin.