Krasnoludki uratowały nasze miasto – mówi z przekonaniem Wadim Tyszkiewicz, prezydent Nowej Soli. – To dzięki nim przetrwaliśmy. Ale wciąż jeszcze mają sporo do zrobienia. Nowa Sól odrodzi się jak feniks z popiołów.
Żeby skrzatom podziękować, prezydent chce w mieście stworzyć Muzeum Krasnala. Swój pomysł przetestował na ambasadorze Stanów Zjednoczonych. Do miejskiego muzeum, wbrew protestom pani dyrektor, wstawił sporego kolorowego skrzata. Victor Ashe tym właśnie eksponatem zainteresował się najbardziej.
– Przecież tu nie chodzi o sztukę – tłumaczy prezydent Tyszkiewicz. – Gipsowe i polimerowe figurki są symbolem zaradności Polaków, transformacji ustrojowej, znakiem czasu.
Krasnal wolnorynkowy
W PRL nowosolski Dozamet (Dolnośląskie Zakłady Metalurgiczne), jedna z największych odlewni w kraju, produkująca m.in. elementy do wyrzutni rakietowych SS20, zatrudniała ok. 6 tys. mężczyzn. Obok, w Odrze, najnowocześniejszej w Europie fabryce nici syntetycznych, pracowało ponad 5 tys. kobiet. W Nowosolskich Zakładach Obuwniczych Junior pełną parą szła produkcja znienawidzonych przez uczniów juniorek.
Odra upadła w 1998 r., rok później Dozamet, w 2000 r. zbankrutował Junior i fabryka kotłów Fakot. – Kilkanaście tysięcy osób znalazło się bez pracy. Wtedy właśnie zaczął się krasnalowy boom – mówi prezydent.
Gipsowe skrzaty ogrodowe produkowano w Nowej Soli i okolicach już wcześniej. Ale dopiero otwarcie granic napędziło koniunkturę. Na gruzach Dozametu i Odry zaczęły wyrastać fabryczki krasnali. Złote rączki, formierze robiący formy do metalurgicznych odlewów, przebranżowili się na foremki do krasnali. Najpierw odlewano skrzaty z gipsu, potem nastała era plastiku.