Tomek skończy w kwietniu 12 lat, ale zachowuje się jak kilkulatek. Nie może usiedzieć w miejscu, kręci się w fotelu, podskakuje, chichocze. Stale szuka zajęcia dla rąk. Nadpobudliwy, trudny.
Biologiczni rodzice Tomka są nieznani. Matka porzuciła go w szpitalu. Jako sześciotygodniowe niemowlę został adoptowany przez małżeństwo z Katowic. Kochali go, dopóki potrafili. Według opinii psychologa rozwój emocjonalny chłopca i jego przystosowanie społeczne od początku przebiegało nieprawidłowo. Zaburzenia zachowania zaczęły się już w przedszkolu i nasilały się. Powód: niezaspokojenie pierwotnych potrzeb emocjonalnych, brak więzi z matką.
Papierosy, alkohol, butapren, włamania – poznał to bardzo wcześnie. Uciekał na ulicę i ulica go wychowywała. Kiedyś ukradł sąsiadce emerytce 900 zł i przehulał wszystko w wesołym miasteczku. Wtedy po raz pierwszy, jako 10-latek, trafił do pogotowia opiekuńczego. Rodzice uwierzyli, że się poprawi, przyjechali, zabrali do domu. Gdy tylko trochę przycichło po ostatniej aferze, ukradł ojcu 2 tys. zł i samochód. Pojechał przed siebie, pieniądze rozpuścił, samochód rozbił. Wtedy przestali się nim interesować. Znowu wylądował w pogotowiu opiekuńczym.
Z pogotowia nie uciekał do domu, tylko na wieś. Bo tam, jak mówi, ludzie łatwiej mu wierzą. Drobny, chudy rudzielec, o rozbrajającym uśmiechu, wzbudzał litość i zaufanie. Kręcił się po gospodarstwach, rozmawiał z ludźmi, oglądał i głaskał konie. Potem wracał w nocy, czekał, aż w oknach pogasną światła, rozrzucał słomę przed stajnią, żeby nie było słychać odgłosu kopyt, wyprowadzał konia i jechał polami w stronę Olesna. Tam gdzie kiedyś u dziadka spędzał wakacje.
– Dziadek