Kraj

Co wyśledzi komisja

Jest komisja śledcza ds. afery hazardowej

Przyszłość powołanej przez Sejm komisji śledczej do spraw tzw. afery hazardowej zależy wyłącznie od dobrej woli wchodzących w jej skład posłów. Wiara w jej istnienie przychodzi jednak z wielkim trudem.

Tego spodziewaliśmy się od kilkunastu dni – wyjaśnieniem kulis afery, która niedawno zatrzęsła naszą sceną polityczną, zajmie się komisja śledcza. W jej skład wejdzie siedmiu posłów: trzech z PO, dwóch z PiS i po jednym z PSL oraz Lewicy. Wiadomo już, że jej szefem zostanie przedstawiciel Platformy – prawdopodobnie były prezes Najwyższej Izby Kontroli Mirosław Sekuła. Zadaniem jego oraz pozostałych śledczych będzie zbadanie sposobu, w jaki kolejne rządy pracowały nad ustawami regulującymi rynek hazardowy. Od gabinetu Leszka Millera począwszy na obecnym skończywszy.

Jak daleko w przeszłość sięgać ma zainteresowanie komisji? Z którego obozu wywodzić ma się jej szef? Czy powinien stanąć przed nią premier? To kwestie ważne, ale nie na tyle istotne, by roztrząsać je z zapałem prezentowanym przez polityków. Najważniejsze jest to, z jakim nastawieniem śledczy przystąpią do pracy.

Czy staną się siódemką sprawiedliwych, chcących dotrzeć do prawdy, czy też strażnikami interesów własnych stronnictw. Niestety – burzliwy przebieg prac nad przygotowaniem uchwały o powołaniu komisji każe przypuszczać, że bliższa im będzie ta druga rola.

Bo i większość partii ma w tej sprawie coś na sumieniu. Za rządów SLD zagadkową przychylność wobec interesów branży hazardowej wykazywał ówczesny szef klubu Sojuszu Jerzy Jaskiernia. Głównie za jego sprawą w 2003 r. Sejm przyjął przepisy legalizujące automaty do gier i znacząco obniżające podatki płacone przez ich właścicieli. Dziwne zainteresowanie tym segmentem rynku w czasach pełnienia funkcji wicepremiera w rządzie PiS wykazywał również Przemysław Gosiewski. Prasa informowała wówczas, jakoby Gosiewski miał wspierać rozwiązania korzystne dla jednej firmy – Totalizatora Sportowego. Miał też działać na rzecz legalizacji hazardu internetowego.

Jak było w rzeczywistości, czyli jak politycy ulegali interesom tej branży, możemy nigdy się nie dowiedzieć. Wszystko bowiem wskazuje na to, że komisja ugrzęźnie w proceduralnych sporach i politycznych awanturach. Na zasadzie - kto mocniej kopnie przeciwnika w kostkę. W ten sposób łatwo odwrócić uwagę od meritum, aby nie dotrzeć do prawdy.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Rynek

Afera upadłościowa, czyli syndyk złodziejem. Z pomocą sędziego okradał upadające firmy

Powstała patologia: syndycy zawyżają koszty własnego działania, wystawiają horrendalne faktury za niestworzone rzeczy, sędziowie to akceptują, a żaden państwowy urzędnik się tym nie interesuje. To kradzież pieniędzy, które należą się przede wszystkim wierzycielom.

Violetta Krasnowska
12.06.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną