Grzegorz Rzeczkowski: Pół wieku od wybuchu wojny niemiecki kanclerz na oczach świata przekazuje podczas mszy znak pokoju polskiemu premierowi. Wydarzenie symboliczne – pisała wówczas prasa. Ale ten gest był uzgodniony wcześniej, prawda?
Tadeusz Mazowiecki: Znak pokoju od Soboru Watykańskiego II jest elementem każdej mszy świętej...
... ale może być przekazywany w różny sposób, niekoniecznie przez podanie ręki.
Oczywiście różnie może być przekazywany, ale na ogół robi się to przez podanie ręki osobom stojącym w pobliżu. Więc dla mnie nie było nic nadzwyczajnego w tym, że z kanclerzem Helmutem Kohlem podamy sobie ręce. Dopiero w momencie, w którym to nastąpiło, uświadomiłem sobie, że ponieważ ten gest wykonują niemiecki kanclerz i polski premier, to ma on jeszcze inną, większą wymowę. Ale może zainteresuje pana to, jak w ogóle doszło do spotkania w Krzyżowej.
Początkowo w ogóle miało go nie być. Miało się odbyć na Górze św. Anny i nie z panem, tylko z mniejszością niemiecką.
To prawda, choć wizyta w Krzyżowej w dużym stopniu była również spotkaniem z mniejszością niemiecką. Co do Góry św. Anny, to taką propozycję strona niemiecka rzeczywiście zgłosiła. Uważałem jednak, że sytuacja nie dojrzała jeszcze do tego, aby w miejscu silnie związanym z powstaniami śląskimi takie spotkanie się odbyło. Zdawałem sobie sprawę, że nie byłoby to dobrze przyjęte w Polsce. Powiedziałem więc kanclerzowi, że szukam jakiegoś innego rozwiązania, po czym po rozmowie z Mieczysławem Pszonem pojawiła się Krzyżowa. Znałem historię Kręgu Krzyżowej, antyhitlerowskiego ruchu oporu hrabiego von Moltke i innych. Uważałem, że to miejsce, będąc symbolem innych Niemiec, będzie dobre na takie spotkanie.