Poniższy komentarz został opublikowany w listopadzie 2009 roku.
Otóż minister Radek Sikorski przed Świętem Niepodległości wystąpił z ideą zburzenia Pałacu (właściwie odkopał swój zapomniany pomysł). A prezydencki minister Władysław Stasiak temu przyklasnął, wyrażając na antenie TOK FM poparcie dla sprawy. Poszedł nawet krok dalej: zapragnął odtworzenia dawnych ulic, domów i tego kawałka stolicy, gdzie Pałac stanął był. Budowla, zdaniem obu polityków, jest bowiem symbolem zniewolenia, stalinizmu i dziedzictwa PRL.
Odgrzewanie takich nieświeżych pomysłów jest wyjątkowo bez sensu – kiedy każdego dnia rano, po południu, a właściwie już przez cały dzień Warszawa stoi uwięziona w korkach, tysiące ludzi tracą czas i nerwy, nie mogąc dotrzeć z prawego brzegu Wisły na lewy i odwrotnie; kiedy w stolicy ze świeczką szukać ulicy z przyzwoitą nawierzchnią, bo na większości wyboje i dziury są takie, że można zgubić koła.
Burzyć zawsze łatwiej, niż budować
W afrykańskich miastach, w Papeete – stolicy Polinezji – wszędzie na świecie ulice wyglądają lepiej niż w Warszawie, europejskiej stolicy. Czy to nie jest dla polityków dziedzictwem PRL i symbolem zniewolenia? Ciekawe też, kto miałby ponosić koszty owej operacji burzenia Pałacu, bo chyba nie podatnicy. Ciekawe, jak przy totalnej nieudolności organizacyjnej wywieziono by owe tony gruzu z centrum miasta. Ile lat kłócono by się, co na tym miejscu ma powstać. W ilu kampaniach – prezydenckich, samorządowych – byłby to numer jeden. Ile konkursów by unieważniono, ilu projektów by nie zrealizowano. W nieoświetlonej wieczorem Warszawie Pałac Kultury jest przynajmniej znakiem drogowym, kierunkowskazem, sygnałem, gdzie znajduje się centrum miasta.
Państwo ma wobec obywateli również obowiązki, a nie tylko obywatele wobec państwa.