Grzegorz Rzeczkowski: „Super Express” opublikował w Internecie filmy, które w mocno niekorzystnym świetle przedstawiają senatora Piesiewicza. Na ich podstawie padają zarzuty, że zażywał narkotyki. Redakcja tabloidu tłumaczy, że upubliczniła filmy, bo wyborcy mają prawo wiedzieć, na kogo głosują. Czy zgadza się Pan z tą argumentacją?
Andrzej Zoll: Pytanie, czy wyborcy muszą wiedzieć wszystko. Czy tajemnice sypialni, prywatnego życia mają znaczenie w życiu publicznym? Dla wyborcy ważne jest to, co związane z jego działalnością – by godnie i mądrze pełnił swój mandat. Tymczasem Krzysztofowi Piesiewiczowi z punktu widzenia działalności publicznej nic nie można zarzucić. Senatorem jest od lat, w tym czasie wielokrotnie i mądrze występował w parlamencie. Niewątpliwie też przyczynił się bardzo istotnie do zwycięstwa demokracji w Polsce, w czasach opozycji był jednym z najodważniejszych adwokatów. Pamiętam bardzo dobrze, jak bronił chociażby działaczy Konfederacji Polski Niepodległej. Jego prywatność, czy nam się to podoba czy nie, powinna być od sfery publicznej oddzielona. Nic nam do tego, co robi w swoim domu. To sprawa jego sumienia i etyki. A to już inna rzecz.
Ale Krzysztof Piesiewicz jest adwokatem, parlamentarzystą, co oznacza, że bierze udział w tworzeniu prawa. Jeśli rzeczywiście posiadał narkotyki, znaczy, że je złamał.
Tak, złamał, oczywiście jeśli posiadał narkotyki. To niedobrze. Jeśli to miało miejsce, byłoby niewątpliwie naganne. Ale weźmy 560 parlamentarzystów, pomnóżmy przez te siedem kadencji po 1989 roku. Nie wiem, czy z tej liczby znajdzie się tych dziesięciu sprawiedliwych, którzy nie naruszyli prawa. Wszyscy jesteśmy ułomni.