Po pierwsze: chce usprawnić pracę klubu i niedawno powołanego pisowskiego gabinetu cieni tzw. Zespołu Pracy Państwowej. Nie od dziś wiadomo, że Przemysław Gosiewski był – delikatnie mówiąc - dość niepopularny wśród parlamentarzystów PiS, co od jakiegoś już czasu rodziło pogłoski o jego odejściu z funkcji przewodniczącego klubu. Znany z trudnego charakteru (co publicznie przyznał sam Jarosław Kaczyński), rządził klubem twardą ręką pozostawiając niewielkie pole do dyskusji.
I choć Gosiewski należy do nielicznego grona najbliższych współpracowników byłego premiera, ten raczej nie miał wyboru – w niezwykle ważnym dla partii roku wyborczym niewielki nawet ferment mógłby znacznie ją osłabić. Spokojna, acz konsekwentna w działaniu Grażyna Gęsicka to zagrożenie z pewnością zniweluje i to przy równie dużej dozie lojalności, jaką okazywał Jarosławowi Kaczyńskiemu jej poprzednik.
Paradoksalnie charakter byłego wicepremiera może się okazać przydatny w zarządzaniu Zespołem. Tego typu grupy mają bowiem tendencję do trwałego wpadania w marazm. Pod rządami Gosiewskiego pisowskiemu gabinetowi cieni raczej to nie grozi, ponieważ z reguły roznosi go energia. Poza tym, w tym wąskim gronie wyróżnionych nikt nie będzie się skarżył na szorstki styl bycia szefa, chociażby ze względu na groźbę utraty prestiżowego stanowiska. A i Gosiewski, który na osłodę zostanie wiceprezesem partii, z pewnością inaczej będzie traktował ludzi, którzy należą do grona zaufanych Jarosława Kaczyńskiego.
Po drugie prezes chce poprawić medialny wizerunek PiS. W tym względzie nie mógł w ogóle liczyć na Gosiewskiego. Nie lubili go nie tylko parlamentarzyści, dziennikarze, również elektorat. Dobitnie pokazały to przeprowadzone jakiś czas temu na zlecenie PiS badania wizerunkowe.