Dzięki reporterom „Rzeczpospolitej” wiemy od soboty, że fundament obrony, który od czasu wybuchu afery hazardowej budował sobie rząd Tuska, jest przegniły i zbudowany na kłamstwie. Po czterech miesiącach dziennikarskiego śledztwa okazało się, że nie zgadzają się terminy widzeń głównych bohaterów afery hazardowej. Bez wątpienia coś jest na rzeczy, bo Grzegorz Schetyna, znał o 13 lat krócej Ryszarda Sobiesiaka, niż Sobiesiak jego (przy tej okazji „Rzeczpospolita” awansowała go ze stanowiska lobbysty hazardowego na funkcję króla hazardu).
Pytania same się cisną śledczym na usta. Ciekawe, co przez te 13 lat robili wspólnie? Kto za tym stoi i komu to służy? Jak często się spotykali? Ile odbyli jednominutowych rozmów na lotnisku? Czy znali Arnolda Schwarzeneggera? I dlaczego do tej pory ten fakt ukrywali?
Śledczemu Wassermannowi powoli wszystko układa się w spójną całość. Ogłosił, że podczas przesłuchania szefa ABW przygotował długą listę pytań w tej sprawie. Ciekawe, jak tę poważną dysproporcję czasową wyjaśni Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego?
Sprawa niepokoi też wiceprzewodniczącego komisji śledczej Bartosza Arłukowicza, który trzeźwo zauważył: „Jeżeli polityk najwyższego szczebla składa przed komisją śledczą zeznania pod przysięgą i precyzyjnie wskazuje rok poznania 2003, po czym czytamy w gazecie zeznania Sobiesiaka, który mówi, że zna go 20 lat, to znaczy, że jest rozbieżność”.
Ale co z tej rozbieżności wynika? Niestety, nic z niej nie wynika.
Przypomnijmy, że w aferze hazardowej chodziło o zagrożenie ekonomicznego interesu państwa. Macki lobbystów miały sięgać aż Ministerstwa Finansów, gdzie powstawała ustawa o grach i zakładach wzajemnych. Dzięki ich knowaniom z projektu ustawy zniknąć miał zapis nakładający na właścicieli salonów dziesięcioprocentową dopłatę.