Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Afera na wodzie pisana

Tydzień w komisji hazardowej

Członkowie komisji śledczej i jeden z jej kluczowych świadków - Ryszard Sobiesiak Członkowie komisji śledczej i jeden z jej kluczowych świadków - Ryszard Sobiesiak Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Kolejne etapy prac komisji śledczej osłabiają tezę o istnieniu afery. Przesłuchanie Sobiesiaka i inne zeznania w ten schemat się wpisują.

Poza drobnymi szczegółami przesłuchania ostatnich świadków niewiele wniosły do sprawy (nawet jeśli Ryszard Sobiesiak rzeczywiście spotkał się ze Zbigniewem Chlebowskim na Florydzie, o czym ten ostatni miałby „zapomnieć”). A ponieważ 4 lutego minęły trzy miesiące od powołania przez Sejm komisji śledczej, warto pokusić się o wstępne podsumowanie jej pracy.

Kiedy padł pomysł, by sprawę podsłuchanych przez CBA rozmów telefonicznych Zbigniewa Chlebowskiego - z których wynikało, że miał lobbować za rozwiązaniami ustawowymi korzystnymi dla biznesmenów z branży hazardowej - wyjaśniła komisja śledcza, tylko nieliczni ostrzegali, że posłowie niczego nie odkryją. O tym, że sejmowe śledztwo przeistoczy się w medialne show w pisaliśmy w „Polityce” od początku. Tymczasem większość posłów ochoczo przyklasnęła idei komisji twierdząc, że tylko dzięki niej, wobec rzekomo przychylnej PO prokuraturze, prawda wyjdzie na światło dzienne. Szybko okazało się, że krytycy komisji mieli rację.

W ciągu trzech miesięcy pracy komisja przesłuchała bez mała 40 świadków, w tym najważniejszych aktorów wydarzeń hazardowych z premierem Donaldem Tuskiem na czele. Mimo to o sprawie wciąż nie wiemy więcej ponad to, co w pierwszych dniach października przeczytaliśmy w gazetach. Nie ma nie tylko dowodów, ale nawet wiarygodnych przesłanek na to, że którykolwiek polityków w zamian za zaangażowanie w sprawę hazardu przyjął od biznesmenów jakąkolwiek korzyść. Na dodatek okazało się, że zabiegi posłów PO były albo nieskuteczne, albo pozorowane. Co więcej, warto przypomnieć, że rzecz dotyczyła przecież projektu ustawy, który nawet nie przebrnął przez wstępny etap prac na szczeblu rządowym. Do jego uchwalenia prowadziła jeszcze bardzo długa droga. A więc wyliczenia Mariusza Kamińskiego i CBA o zagrożeniu interesu ekonomicznego państwa okazały się niewiele warte.

Reklama