Jedno zdanie Jarosława Kaczyńskiego wywołało lawinę komentarzy. Sprawa żyje już pięć dni, a zaczęła się od weekendu, gdy w świat poszła informacja, że były premier wie o tajemniczym wydarzeniu sprzed lat, które może skompromitować Radosława Sikorskiego. Moment wybrano doskonały, bo w czasie weekendu, gdy życie polityczne zamiera, media z lubością przeżuwają i smakują takie newsy. Choć z ust prezesa Kaczyńskiego nie padło słowo „hak”, szybko pojawiło się nagłówkach. To wystarczyło, by ruszyła lawina komentarzy, dyskusji i przypuszczeń – o co zapewne chodziło prezesowi PiS. Klimaty rodem z IV RP znów się przypomniały.
Szansę na powrót na oświetloną telewizyjnymi reflektorami scenę natychmiast wyczuł zapomniany nieco Roman Giertych. Były szef Ligi Polskich Rodzin powiedział, że zbieranie haków to jeden z ulubionych sportów eks – premiera. Miał je gromadzić na polityków Platformy, a nawet rozważać możliwość posłania za kratki żony Grzegorza Schetyny.
Swoje trzy grosze na temat Kaczyńskiego dodał również Andrzej Lepper. Kilka dni przed wybuchem „sprawy hakowej” szef Samoobrony zeznawał przed komisją „naciskową”. Stwierdził wówczas, że za rządów koalicji PiS-Samoobrona-LPR, podczas jednej z narad z udziałem Jarosława Kaczyńskiego, postanowiono dokładniej przyjrzeć się „liberałom z KLD”. Zapytany potem przez dziennikarzy Andrzej Lepper chętnie wymienił na wizji nazwiska zamożnych biznesmenów, którym rząd PiS szczególnie się przyglądał.
Haki w mediach czują się i komentują świetnie - jeszcze Schetyna zagroził Kaczyńskiemu Trybunałem Stanu, zaś Kaczyński Giertychowi pozwem. I z wzajemnością – Roman Giertych zapowiedział, że nie może się doczekać, aż urządzi się proces PiS.