Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Jak oni grzeszom

Jak oni grzeszom. Błędy językowe naszych polityków

Błędy językowe - ponad podziałami Błędy językowe - ponad podziałami Darek Redos / Reporter
Nasi politycy piękną polszczyzną wciąż nie grzeszą. Niezależnie od opcji.

Co ciekawe, tak lewa, jak i prawa strona sceny politycznej ma charakterystyczne dla siebie językowe schorzenia.

Na lewicy dominuje końcówka „-em” i „-om”. Nie „chcem” być niegrzeczna dla szefa SLD Grzegorza Napieralskiego, ale „chcę” to jedyna poprawna forma od „chcieć”, i powinien to wreszcie wziąć (nie „wziąść”!) do siebie. Inna końcówka, „-om”, zyskała sobie orędownika w osobie posła Ryszarda Kalisza, skądinąd wybitnego prawnika. Z tego też powodu od jego „muszom” i „robiom” aż bolą (bo przecież nie - „bolom”!) uszy. Swego czasu mówił tak też inny jurysta, Roman Giertych z LPR-u.

Prawica z kolei ma tendencję do skracania. Tak oto w miejsce „na przykład” powstaje „napkat” (Lech Kaczyński), zamiast „powiedział” słyszymy „pedział” (Jarosław Kaczyński, Przemysław Gosiewski). Czy wreszcie... „wreście” (obaj bracia Kaczyńscy i poseł Zbigniew Wassermann). Na uwagę zasługują też wariacje na temat sformułowania „proszę pani”. Czasem pojawia się w wersji skróconej - „propań” (Gosiewski), innym razem rozszerzone „proszę panią” („panią” to można prosić o rękę...). To zresztą bardzo częsty w mowie polskich polityków błąd, niezależnie od opcji, bo celuje w nim również Julia Pitera.

Błędy ponad podziałami

Łącznikiem między PiS i ludowcami jest końcówka „-o”. Niegdyś w „majo” (zamiast „mają”) i „robio” („robią”) prym wiódł poseł Tchórzewski z PiS. Później pałeczkę w tej błędnej sztafecie przejął Marek Sawicki z PSL. W partii tej poprawnością językową nie grzeszy też poseł Franciszek Stefaniuk - „ja umie”, „ja rozumie” (zamiast „umiem”, „rozumiem”).

Reklama