Kraj

Gąszcz w Lasach

Lasy, które politykom się kłaniają

Leśniczówka, którą Jacek Kurski kupił od Lasów Państwowych za 22 tys. zł. Leśniczówka, którą Jacek Kurski kupił od Lasów Państwowych za 22 tys. zł. Damian Kramski / Agencja Gazeta
Jacek Kurski i Rudolf Jelonek – prominentny polityk i emerytowany leśniczy – chcieli kupić leśniczówki. Pierwszemu się udało, drugiemu nie.

Gdy Jacek Kurski zobaczył leśny domek z pruskiego muru, położony 200 m od jeziora Motława Wielka, to miejsce go zauroczyło. „Koniecznie chciałem nabyć tę przybudówkę” – zeznał niedawno w sądzie, dowodząc, że zakup był legalny i uczciwy, wbrew temu, co napisali dziennikarze „Gazety Wyborczej”.

Rudolf Jelonek oglądał swoją leśniczówkę niemal przez całe życie, zamieszkał w niej bowiem już jako dziecko. Był wtedy 1946 r. Później Rudolf został leśnikiem jak jego ojciec. „Zawsze starałem się wykonywać swoją pracę najlepiej, jak umiałem, dbając o publiczne dobro, jakim są polskie lasy” – pisał do urzędów i polityków, gdy odmawiano mu sprzedaży rodzinnego domu.

Miejsce zauroczeń

Za rządów AWS w 1999 r. Jacek Kurski jako wicemarszałek województwa pomorskiego odpowiadał za infrastrukturę, w tym drogi. Dużo podróżował służbowo po terenie. Przy okazji szukał jakiegoś rekreacyjnego domku dla siebie i rodziny. W Starym Dzierzgoniu od wójta dowiedział się o leśniczówce, a właściwie przybudówce w enklawie leśnej Danielin we wsi Przezmark. Za komuny przez kilka lat pokoje na piętrze wynajmował prywatnie na lato Bolesław Smagała, późniejszy I sekretarz KW PZPR w Elblągu. Wójt ostrzegał, że stan obiektu jest zły, nie ma łazienki ani ciepłej wody, ale Kurski poprosił, by go tam zawieźć. Wójt zadzwonił do Nadleśnictwa Susz. Nadleśniczy podobno się ucieszył, że niszczejący obiekt będzie miał gospodarza.

1 sierpnia 1999 r. zawarto umowę najmu lokalu mieszkalnego z czynszem regulowanym (35 zł miesięcznie za 116 m kw., w tym opłata za wodę i wywóz nieczystości). Jacek Kurski miał szczęście, że umowa była na czas nieokreślony. Inna nie dawałaby możliwości wykupu. Wtedy jeszcze wykup lokali w enklawach blokowały przepisy, choć szykowano się do ich zmiany.

Jacek Kurski zeznaje: „Mimo że zawarłem tylko umowę najmu, zaryzykowałem i zainwestowałem w remont tej nieruchomości”. Remont trwał do 2001 r. Poczynione wydatki europoseł w różnych swoich wypowiedziach szacował rozmaicie – od ponad 60 do 120 tys. zł.

Rudolf Jelonek, lat 67, nie jest takim ryzykantem, by wkładać pieniądze w nie swoje. Mieszka w leśniczówce niedaleko Białunia, gmina Goleniów. Przeszedł szczeble od gajowego po leśniczego adiunkta. Przez te lata podupadł na zdrowiu, nabawił się boreliozy. Niedługo przed jego przejściem na emeryturę zapadła decyzja o likwidacji leśnictwa, którym zarządzał. Dla Rudolfa Jelonka nie była to zła wiadomość. Przeciwnie – leśniczówka, w której mieszka, przestała pełnić dotychczasową funkcję. Nie będzie musiał jej zwolnić dla nowego leśniczego, może uzyska zgodę na wykup. Bo przecież to głównie z myślą o ludziach takich jak on, długoletnich pracownikach, stworzono przepisy o preferencyjnym wykupie. W przekonaniu, że dawna leśniczówka będzie dla lasów zbędna, dodatkowo utwierdzał Rudolfa Jelonka brak remontów, których wymaga blisko stuletni budynek. – Nie chciałem remontować, póki nie moje – tłumaczy. – Tym bardziej że w Lasach konkretnych zasad sprzedaży mieszkań nie ma. Komu się chce, to się sprzeda, a komu się nie chce, to się nie sprzeda. A dla mnie to prawie dom rodzinny, więc się niepokoiłem.

Tajemnice mienia zbędnego

Kluczem do kupienia leśniczówki od Lasów Państwowych jest pojęcie „mienia zbędnego”. Anna Malinowska, rzecznik prasowy Lasów Państwowych, opisuje obowiązujące procedury: „Gdy do nadleśnictwa zgłasza się osoba, która chciałaby wydzierżawić jakiś budynek, nadleśniczy może go wydzierżawić, jeśli budynek ten uzna za zbędny do prowadzenia gospodarki leśnej. Nadleśniczy musi uzyskać zgodę dyrektora Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych”. Nie bardzo wiadomo, dlaczego nadleśniczy, mając mienie zbędne, nie ogłasza przetargu, tylko czeka, aż ni z tego, ni z owego zgłosi się jakiś zbawca. To dziwne w zestawieniu z regułami, jakie obowiązują innych dysponentów publicznego mienia. Sami pracownicy Lasów na swoim portalu piszą: „hasło majątek zbędny to pojemne dość jest”.

Nie bardzo też wiadomo, dlaczego z jednymi zbawcami zawiera się umowy na czas nieokreślony, a z innymi na lat kilka lub kilkadziesiąt. A jest to ważne, ponieważ w latach 90. pracownicy i byli pracownicy LP, a także inni najemcy leśnych lokali mieszkalnych uznanych za zbędne, uzyskali możliwość ich nabycia na preferencyjnych zasadach. Różnica dotyczy tylko wysokości bonifikat (większe dla pracowników). Prawo pierwokupu bez przetargu mają te osoby spoza Lasów, które wynajmują nieruchomość zbędną od co najmniej trzech lat i podpisały umowę najmu na czas nieokreślony. Są więc najemcy lepsi i gorsi.

Ogółem w latach 1997–2009 LP sprzedały 34 454 mieszkania, z tego tylko 309 w przetargu nieograniczonym. Ile osób spoza Lasów dzięki umowie na czas nieokreślony otrzymało szansę wykupu? Anna Malinowska nie potrafi odpowiedzieć. Odsyła po informacje do 431 nadleśnictw rozproszonych po całym kraju. W Regionalnej Dyrekcji LP w Olsztynie, która obejmuje 33 nadleśnictwa, w tym Nadleśnictwo Susz (to od przybudówki Kurskiego), mówią, że na ich terenie w grę wchodzą „pojedyncze przypadki”. Ile tych przypadków, nie udaje się ustalić.

Polityk kupuje

Jacek Kurski z kupnem nie miał problemów. W marcu 2004 r. nadleśnictwo samo poinformowało Kurskiego, że wynajmowana przez niego Danielówka została uznana za zbędną, więc ma prawo pierwokupu domu (125 m kw., plus strych 15 m kw., plus pomieszczenie gospodarcze 73 m kw.) wraz z udziałami w działce (3040 m kw.). Wartość rynkową biegły wycenił na 22,9 tys. zł. W kwietniu 2004 r. został sporządzony akt notarialny. Dwa tygodnie wcześniej małżonkowie Jacek i Monika Kurscy wymeldowali się z Gdańska, z mieszkania, w którym faktycznie przebywają, i zameldowali się pod leśnym adresem.

Byli już wtedy związani mocnym węzłem ze wsią Przezmark. Nim jeszcze wykupili leśniczówkę, nabyli od gminy Stary Dzierzgoń grunty w otulinie parku krajobrazowego. Gmina miała działkę rolną – blisko 18 ha. W maju 2001 r. radni podjęli uchwałę o przystąpieniu do sporządzenia miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego dla Przezmarku. Niecałe dwa lata później plan został uchwalony, a wspomnianą działkę rolną zakwalifikowano do terenów zabudowy rezydencyjnej, co znacznie podniosło jej wartość. Jednak działka nie była już wtedy własnością gminy, bo w listopadzie 2001 r. została sprzedana Jackowi Kurskiemu i dwóm innym kontrahentom.

Niby wszystko odbyło się lege artis. Ale biegłemu, który sporządzał wycenę, gmina podała, że nieruchomość jest przeznaczona pod zabudowę letniskowo-zagrodową. Biegły wycenił ją więc wyżej niż działkę rolną. Natomiast w ogłoszeniach o przetargu gmina zamieściła informację, że chodzi o grunty rolne z zawyżoną (jak na grunty rolne) ceną wywoławczą. Oba wymagane prawem przetargi nie zwabiły więc żadnego chętnego. W ten sposób gmina mogła sprzedać działkę w drodze rokowań. Kurski (nabył 6 ha) i jego partnerzy wynegocjowali cenę 69 tys. zł (niecałe 0,39 zł za m kw.). Gmina tłumaczyła się później, że nie mogła czekać ze sprzedażą na uchwalenie planu, bo pilnie potrzebowała pieniędzy. W 2005 r. za 1 m kw. podobnych działek uzyskiwała 14,52 zł.

Leśniczemu mówią: nie

Rudolfowi Jelonkowi nie poszło tak łatwo. W 2007 r. zgodnie z planem jego leśnictwo zostało zlikwidowane. Leśniczy wiosną 2008 r. osiągnął wiek emerytalny, zakończył zawodową karierę i zaczął zabiegać o wykup eksleśniczówki. Nadleśniczy nie stwarzał przeszkód – uznał Jelonkowy dom za zbędny. Regionalna Dyrekcja Lasów Państwowych w Szczecinie też była przychylna sprzedaży (a przewinęło się tam w tym okresie aż trzech dyrektorów). Ale Dyrekcja Generalna LP w Warszawie postawiła weto. Argument: budynek mieści się w enklawie leśnej, a zgodnie z najnowszą polityką Lasy nie sprzedają takich obiektów. Dziwne, zważywszy że w 2002 r. specjalnie zmieniono prawo, by odblokować sprzedaż w enklawach. Prawo to obowiązuje do dziś. Jeszcze dziwniejsze, zważywszy że dom w bezpośrednim sąsiedztwie byłej leśniczówki już został przez Lasy sprzedany byłemu pracownikowi. Emerytowany leśniczy zwrócił się o pomoc do posłanki Magdaleny Kochan. „Jak to możliwe – pisał – że budynek, w którym mieszkam, jest położony w enklawie, a budynek połączony zabudową z moimi zabudowaniami już nie jest w enklawie?”.

Posłanka napisała do dyrektora generalnego LP o zmianę decyzji. Odpowiedź znów była odmowna. Tym razem użyto argumentu, że chodzi o to, by nie poszerzać „enklaw obcej własności wśród gruntów Lasów Państwowych”. – Już straciłem wszelką nadzieję – opowiada leśniczy. – Koledzy się dziwili. Ja też nie wiedziałem, co o tym myśleć.

Chodziły słuchy, że na dom ma chrapkę ktoś ze Szczecina, z koneksjami w Dyrekcji Generalnej LP. Wspierany przez posłankę i kolegów pan Jelonek postanowił się nie poddawać. Pisał do związków zawodowych, do ministra środowiska. O enklawie, o boreliozie, o odznaczeniach, o tym, że nie przesadza się starych drzew: „Jestem przywiązany do lasu, codzienne przebywanie w nim – nawet na emeryturze – jest sensem mojego życia”.

Za leśniczym ujęło się Ministerstwo Środowiska. Departament Leśnictwa MŚ we wrześniu 2009 r. zażądał od Dyrekcji Generalnej LP podania przyczyn odmowy. Pomogło. W listopadzie 2009 r. pan Jelonek otrzymał pismo, że dodatkowe informacje, jakie dyrektor generalny LP uzyskał z regionalnej dyrekcji w Szczecinie, umożliwiły mu zmianę stanowiska. Czyli że pan Jelonek może jednak swój dom wykupić. Leśniczy nie wie, o jakie dodatkowe informacje chodziło, chyba o takie, by Dyrekcja Generalna LP mogła wyjść z twarzą z całej tej sprawy.

Rudolf Jelonek czeka na rzeczoznawcę, który dokona wyceny. Trochę się boi, by ktoś nie zmienił zdania.

Spór o dobre imię

Kurski i jego adwersarze też czekają, ale na finał procesów. W sądzie okręgowym w Gdańsku toczą się obecnie dwie sprawy z powództwa Jacka Kurskiego o naruszenie dóbr osobistych – jedna przeciwko Jackowi Karnowskiemu, prezydentowi Sopotu, druga przeciwko wydawcy i dwóm dziennikarzom „Gazety Wyborczej”. Karnowski naraził się europosłowi PiS wypowiedziami, że CBA, która zajmuje się jego autem za 75 tys. zł (Karnowski ma zarzuty prokuratorskie, bo kupił za tanio), powinno raczej zbadać sprawę kupna przez Kurskiego leśniczówki za 20 tys. zł. W 2005 r. opisali tę właśnie historię dziennikarze „Wyborczej”. I stąd Karnowski czerpał swą wiedzę. Kurski po latach uznał, że artykuły godzą w jego dobre imię.

Marek Sterlingow, dziennikarz „Gazety Wyborczej”, zeznał, że Danielówką i gruntami w Przezmarku pochwalił się sam Kurski, gdy przygotowywali artykuł „Będę bullterierem Kaczyńskich”. Przy jakiejś okazji zajrzeli do gminy. „Gdy dojechaliśmy na miejsce, to szczęki nam opadły – relacjonuje Sterlingow. – Powiem szczerze, że pozazdrościliśmy trochę panu Kurskiemu tego nabytku”. Sami szukali czegoś dla siebie. I wiedzieli, że za 22 tys. nie znajdą. Marek Wąs, współautor artykułu, akurat kupował domek – też do generalnego remontu łącznie z wymianą dachu. Z dala od jeziora, nie w leśnym ustroniu, ale w otoczeniu podobnych domków. Zapłacił 80 tys. zł i uważał, że to była okazja.

Dziennikarze zdziwili się, jak to możliwe, że coś, w co Kurski zainwestował wcześniej 60–120 tys. zł, zostało później wycenione tylko na 22 tys. zł. Przecież poniesione nakłady można było odjąć od realnej wyceny. Sam polityk, który w jednym z oświadczeń majątkowych wycenił Danielówkę na 280 tys. zł, teraz tłumaczy, że była to „wycena subiektywna”. Wydaje się pewny swego, bo zakup Danielówki od Lasów i gruntów od gminy dwa razy badała prokuratura – raz zakończyło się to umorzeniem, drugi raz (z doniesienia Honoraty Kaczmarek, żony Janusza, byłego szefa MSWiA) odmową wszczęcia śledztwa. Ale wynik badań prokuratorskich nie determinuje sądu, który ma rozstrzygnąć kwestię dóbr osobistych Kurskiego.

Obie historie z leśnych enklaw – ta leśnika i ta polityka – mogą wskazywać, że na tle innych instytucji Lasy same są wielką enklawą, w której uznaniowość jest na porządku dziennym. A brak czytelnych reguł gry to zaproszenie do korupcji i protekcji. Zatem apel, by zajęły się tym organa kontrolne, jest wielce zasadny.

Polityka 9.2010 (2745) z dnia 27.02.2010; Kraj; s. 24
Oryginalny tytuł tekstu: "Gąszcz w Lasach"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Rynek

Siostrom tlen! Pielęgniarki mają dość. Dla niektórych wielka podwyżka okazała się obniżką

Nabite w butelkę przez poprzedni rząd PiS i Suwerennej Polski czują się nie tylko pielęgniarki, ale także dyrektorzy szpitali. System publicznej ochrony zdrowia wali się nie tylko z braku pieniędzy, ale także z braku odpowiedzialności i wyobraźni.

Joanna Solska
11.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną