Święci są potrzebni ludziom. Dobrze to pokazuje drukowane na kolejnych stronach wspomnienie Danuty Szaflarskiej o ks. Jerzym Popiełuszce. Pogrzeb ks. Jerzego był dla bardzo wielu Polaków przeżyciem. Zależało nam – uczestnikom uroczystości żałobnych – na tym, by być razem. Pokazać, że się nie lękamy w obliczu państwowej przemocy i że przesłanie Popiełuszki jest żywe i ważne, także dlatego, że zapłacił on za nie życiem. Mniej istotne było wtedy, czy i kiedy Kościół ogłosi go świętym, choć dla wielu z wierzących uczestników ceremonii było już wtedy oczywiste, że jest to tylko kwestia czasu.
Porażało barbarzyństwo systemu, który nie cofnął się przed taką metodą walki z jednym z symboli solidarnościowego ruchu sprzeciwu. To niesamowite, że w środku Europy, zaledwie 26 lat temu, w elicie ówczesnej władzy znaleźli się ludzie, którzy w jej obronie zabijali oponentów tylko dlatego, że chcieli oni innej Polski – demokratycznej, sprawiedliwej, prawdomównej.
Święci w demokracji
Jerzy Popiełuszko był naziemnym głosem Solidarności, zepchniętej do podziemia przez stan wojenny. Pewno niejednemu czytelnikowi niepamiętającemu tamtych lat trudno uwierzyć, że wtedy można było zginąć z rąk policji politycznej tylko za słowa. I to za słowa, by zło dobrem zwyciężać – co było główną dewizą ks. Jerzego. I jeszcze za to, że się dawało duchowe wsparcie ludziom, którzy go potrzebowali. Kolejny paradoks polegał na tym, że sam Popiełuszko nie dostał takiego wsparcia w dostatecznym stopniu od władz kościelnych, choć był zniesławiany przez rządową propagandę.
Tymczasem pozytywna społeczna rola przyszłego świętego nie ulegała wątpliwości.