Kraj

Śledztwo we mgle

Mgła w Smoleńsku była zjawiskiem naturalnym, a Lech Kaczyński nie miał alkoholu we krwi; nie można wykluczyć strącenia Tupolewa tajemną bronią, nie były to jednak środki wybuchowe. Takie informacje ze śledztwa w sprawie smoleńskiej katastrofy przekazała prokuratora wojskowa.

Niby niedużo, ale komisja badania wypadków lotniczych nie przekazuje opinii publicznej na razie nic. Pierwszy cząstkowy raport ma ujawnić pod koniec sierpnia. W kwestii mgły wypowiedzieli się biegli z Instytutu Geografii i Przestrzennego Zagospodarowania PAN: na podstawie obserwacji z ostatnich 30 lat stwierdzono, że warunki mgielne w rejonie katastrofy były typowe dla tego obszaru o tej porze roku. W kwestii materiałów wybuchowych uzyskano ekspertyzę Instytutu Chemii i Radiometrii.

Mamy tymczasem prawdziwą zawieruchę wokół smoleńskiej katastrofy. W Sejmie powstał parlamentarny zespół, kierowany przez Antoniego Macierewicza, który ma jak najszybciej utrwalić obraz, jeśli nie zamachu, to przynajmniej czynnego udziału Rosjan i polskiego rządu w tej tragedii. Zdejmując jednocześnie jakiekolwiek podejrzenia z Kancelarii Prezydenta, organizatora wyjazdu. W tej kwestii trwa prawdziwa ofensywa medialna polityków PiS, z udziałem kilku członków rodzin ofiar oraz niektórych adwokatów, którzy odgrywają już jawnie polityczne role (o mec. Rafale Rogalskim czytaj s. 15). Mnożą się coraz bardziej sensacyjne wersje wypadku z 10 kwietnia. Ci zaś, którzy wyjaśniają przyczyny katastrofy i powinni zdawać sprawozdania opinii publicznej, zdają się zachowywać nadmiar zimnej krwi.

Sączą informacje powoli, wybiórczo, niektóre z nich bez objaśnienia, co tylko podgrzewa atmosferę i zdaje uwiarygodniać najbardziej fantastyczne wersje. Nawet ze sprostowaniami oczywistych nieprawd mają kłopoty. Trzy dni zajęło na przykład sprostowanie informacji, jakoby wojskowi prokuratorzy pytali Amerykanów, czy można wytworzyć sztuczną mgłę. Takiego pytania oczywiście we wniosku nie było, ale przez trzy dni krążyło ono po mediach i utrwalało się w społecznej świadomości. – Gdybyśmy mieli prostować wszystkie nieprawdy czy bzdurne informacje wyssane z palca, nie mielibyśmy czasu zajmować się czymkolwiek innym – mówi płk Krzysztof Parulski, naczelny prokurator wojskowy. Ale jednak prostować trzeba.

 

Polityka informacyjna prokuratury i komisji badającej wypadki lotnicze najwyraźniej nie istnieje i dziś trudno nawet zorientować się, w jakim stanie jest śledztwo w tej sprawie. Próbując nieco uporządkować całą materię, przypomnijmy więc, że działają dwie niezależne komisje: rosyjski MAK oraz polska Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, kierowana przez szefa MSWiA Jerzego Millera. Nawet końcowy raport komisji rosyjskiej nie zobowiązuje polskiej do zajęcia podobnego stanowiska, bo komisje pracują oddzielnie, oddzielnie stawiają i weryfikują hipotezy.

Teoretycznie rzecz biorąc, końcowe wnioski mogą więc być zupełnie odmienne, żadne ustalenia bowiem nikogo nie wiążą. Przy rosyjskiej, która jest dysponentem wszystkich materiałów dotyczących katastrofy, działa polski akredytowany przedstawiciel ze swoimi ekspertami (płk Edmund Klich), który ma wgląd we wszystkie dokumenty i podejmowane czynności. Nie sygnalizuje on obecnie żadnych nieprawidłowości.

Śledztwa prokuratorskie też prowadzone są równolegle i w pełni niezależnie, w Polsce przez Naczelną Prokuraturę Wojskową oraz przez Prokuraturę Federacji Rosyjskiej. Ustalenia rosyjskie nie są dla naszych prokuratorów w żadnym stopniu zobowiązujące. Polska prowadzi własne, niezależne śledztwo, występując do Rosji o pomoc prawną w wykonywaniu różnych czynności czy dostarczeniu materiałów, a także zbierając materiały w Polsce. Na przykład świadkowie i dokumentacja całego wyjazdu do Katynia znajdują się głównie w Polsce. Rosjanie uzyskują do nich dostęp na podstawie stosownych wniosków o pomoc prawną. Taki obszerny wniosek wraz z listą świadków do przesłuchania (jest na niej m.in. Jarosław Kaczyński) już nadesłali.

Wojskowa Prokuratora Okręgowa w Warszawie już 10 kwietnia wystąpiła do rosyjskiej z wnioskiem o pomoc prawną w bardzo szerokim zakresie, uwzględniającym praktycznie większość czynności i rodzaje dokumentów, do których chce mieć dostęp w celu „wszechstronnego” – jak wówczas stwierdzono – wyjaśnienia sprawy. W sumie prokuratura wojskowa wystosowała cztery wnioski o pomoc prawną do Rosjan, jeden do Białorusi (w sprawie krążącego w Internecie filmu, na którym słychać jakoby jakieś strzały) oraz ostatnio do Stanów Zjednoczonych.

Jak bardzo niezależne są różne postępowania, niech świadczy fakt, że prokuratura wojskowa dopiero pyta Amerykanów o TAWS (instalowany w samolotach komputerowy system ostrzegawczy), a komisja badająca wypadki lotnicze ekspertyzę dotyczącą działania tego urządzenia już otrzymała ze Stanów Zjednoczonych i poddaje ją obecnie analizie. Pozornie może się to wydawać marnotrawieniem sił i środków, ale tak się dzieje w przypadku katastrof lotniczych, gdzie niezależnie do siebie pracują różne gremia, aby wykluczyć sugerowanie się opiniami innych.

Najwięcej wątpliwości budzi wniosek prokuratury w sprawie możliwości niekonwencjonalnego ataku terrorystycznego. W samej prokuraturze generalnej (wojskowa jest jej częścią) dostrzegam uśmiechy, gdy o to pytam, ale skoro rzecz jest przedmiotem publicznej debaty i jakaś część opinii publicznej się nią przejmuje, a inna wręcz nią epatuje, takie pytanie może być na miejscu, pod warunkiem wszakże, że nie stawia się takiej hipotezy na równi z pozostałymi. Tymczasem prokuraturze nawet trudno sformułować, czy są jakieś ślady wskazujące, że taki atak nastąpił, skoro pyta Amerykanów, gdzie ewentualnie śladów szukać.

Wydaje się to mało poważne i zakrawa na stratę czasu w sytuacji, gdy tak wiele jest do zrobienia. Prokurator generalny nie ma jednak bezpośredniego wpływu na postępowanie prokuratorów wojskowych. Tak bowiem stanowi nowelizacja ustawy o prokuraturze, która nadała dużą samodzielność prokuratorom prowadzącym śledztwo. Prokurator generalny właściwie może jedynie rekomendować sposób postępowania. Wydaje się, że przede wszystkim powinien rekomendować większą otwartość informacyjną.

 

Prace prokuratury i komisji badającej przyczyny wypadku ustawione są zupełnie odmiennie. Prokuratura stawia hipotezy śledcze i je weryfikuje; komisja badająca przyczyny odtwarza na podstawie licznych materiałów cały przebieg zdarzenia, a potem wyciąga wnioski. Być może dlatego większe zainteresowanie opinii publicznej budzi praca prokuratury, która od czasu do czasu coś ujawnia, niż komisji, która nie ujawnia praktycznie niczego.

Taka zasada obowiązuje przy badaniu wypadków lotniczych: wszystko jest tajemnicą (komisję normalnie tworzą wyłącznie wojskowi, teraz jej członkami są również cywile, w sumie 34 specjalistów z różnych dziedzin) i tylko w sprawie katastrofy smoleńskiej, na wniosek przewodniczącego ministra Millera, zgodzono się, że publikowane będą raporty cząstkowe: to znaczy gdy praca nad wyjaśnieniem jednego problemu zostanie definitywnie zakończona, opinia publiczna zostanie zaznajomiona z wynikami. Pierwszy cząstkowy raport może dotyczyć sprawności urządzeń Tupolewa.

Na jakim etapie są więc prace komisji? Jej wiceprzewodniczący płk Mirosław Grochowski godzi się na stwierdzenie, że „między etapem wstępnym a dowodowym”. Oznacza to, że na tzw. time-line, czyli kilkumetrowej tablicy z wyrysowaną osią czasu, na którą eksperci nanoszą swoje uwagi i spostrzeżenia, mogące wyjaśnić katastrofę, jest jeszcze bardzo wiele miejsc do wypełnienia.

Zarówno na prokuratorach, jak i członkach komisji najgorsze wrażenie robi pytanie o termin zakończenia prac. Płk Grochowski, opierając się na swym wieloletnim doświadczeniu, mówi: rok, półtora. Prokuratorzy jednak są bardziej ostrożni i mówią nawet o kilku latach, chociaż w prokuraturze generalnej panuje przekonanie, że niektóre badane hipotezy można już próbować zamykać. Według informacji rzecznika naczelnego prokuratora wojskowego płk. Zbigniewa Rzepy, dzisiaj rozważane są jako równorzędne cztery przyczyny katastrofy: awaria samolotu, błąd pilotów i (lub) kontrolerów na lotnisku w Smoleńsku, działania osób trzecich, czyli zamach, czwarta dotyczy sposobu organizacji lotu. Oczywiście, ostatecznie może się wyłonić hipoteza będąca mieszanką kilku czynników, jak to zwykle przy katastrofach bywa.

Te hipotezy, najwyraźniej postawione rutynowo, weryfikowane są w dużej części materiałami napływającymi z Moskwy. Wokół problemu współpracy rodzi się wiele pytań, a także oskarżeń pod adresem Rosjan, że celowo opóźniają prace, że chcą coś ukryć, zrzucić całą odpowiedzialność na polskich pilotów.

Prokuratorzy tego nie potwierdzają. Niektóre materiały, np. niepełne odczyty zapisu czarnych skrzynek, otrzymaliśmy wcześniej niż prokuratura rosyjska, która ich jeszcze od MAK nie dostała. Dotychczas Rosjanie przekazali nam 6 tomów akt, zawierających ok. 1300 kart. Są to przesłuchania kontrolerów lotów ze Smoleńska oraz części świadków, protokoły identyfikacji zwłok, w tym na podstawie DNA, protokoły z oględzin miejsca katastrofy. Ten materiał – jak słyszę – nie ma znaczenia przełomowego. Potwierdza to zresztą wdowa po Jerzym Szmajdzińskim, Małgorzata Szmajdzińska, w imieniu której ktoś z rodziny, mający prokuratorskie doświadczenie, zapoznawał się z aktami, by stwierdzić, że nie ma tam nic istotnego dla wskazania przyczyn katastrofy (rodziny na tym etapie mają jednak nieco ograniczony dostęp do akt, bo śledztwo trwa i nie wszystkie dokumenty są im udostępniane).

Prokuratura ciągle czeka na wyniki pracy nad odczytem zapisów czarnych skrzynek. W sumie będą trzy odczyty, dwa dokonane w Polsce, jeden w Rosji, a więc spory materiał, pozwalający zapewne na ostateczną identyfikację rozmów. Prokurator generalny zapowiedział, że do końca września nagrania powinny zostać odczytane (ale mówi się, że może wcześniej).

 

Prokuratura czeka teraz na nagrania ze smoleńskiej wieży lotów z całego dnia, przepisy dotyczące zasad ruchu lotniczego w Rosji, dokumentację zasad obsługi lotniska w Smoleńsku, na resztę zeznań świadków, także tych, którzy znajdowali się na wieży, ale nie byli kontrolerami, oraz tych wokół lotniska.

Czeka wreszcie na wyniki sekcji zwłok. Przyznaje jednak, że w prokuraturze rosyjskiej jest pewien zastój, jeśli chodzi o śledztwo, m.in. dlatego nie ma powodu, by w Moskwie pracowali teraz polscy prokuratorzy (a sensacją medialną stała się informacja, że w Rosji nie ma obecnie ani jednego polskiego prokuratora, co uznano za skandal), MAK nie nadsyła bowiem nowych materiałów. Zapowiada, że raport końcowy, który będzie punktem odniesienia dla obu prokuratur i dla polskiej komisji badania wypadków, zostanie przygotowany do końca października. Niezwykle ważna dla prokuratorów ma też być dokumentacja systemu TAWS.

Te materiały, które dotarły do Polski, zostały – zdaniem prokuratorów – dobrze przygotowane. Na początku sierpnia wszystkie będą już przetłumaczone. Pracuje nad tym sześciu tłumaczy, ale trwa to dość długo, bo nie wszyscy są jednakowo obciążeni pracą. Chodzi o to, że poszczególne typy materiałów przypisane zostały konkretnym tłumaczom – np. protokoły identyfikacji za pomocą DNA tłumaczy jedna osoba, aby nie było potem rozbieżności, gdy idzie o używane słownictwo. Wkrótce ma nadejść 10 tomów akt. Nie ma też istotnych opóźnień w nadsyłaniu materiałów. Zwykle realizacja wniosku o pomoc prawną trwa od pół roku do półtora i wąskim gardłem są formalności – zgodnie z prawem, otrzymujemy kopie wszystkich materiałów. Uwierzytelnianie ich, eliminowanie różnych skrótów tak, aby było wiadomo, co się pod nimi kryje, sporządzenie dużej liczby egzemplarzy całej dokumentacji jest procesem biurokratycznym i czasochłonnym.

 

Polscy prokuratorzy przesłuchali już ponad 200 świadków, zgromadzili całą dokumentację z przygotowań do wyjazdu i wydaje się, że wątek określony jako „organizacja wyjazdu” powinien zmierzać do zamknięcia. Taką przynajmniej opinię można usłyszeć w prokuraturze generalnej. Wydaje się, że wojskowi w wielu kwestiach postępują zbyt asekurancko i raczej mnożą wątpliwości (np. na serio rozpatrując kolejne wersje zamachu), niż je opinii publicznej próbują wyjaśniać. Co działo się w samolocie, odtworzyć trudno, ale wyjaśnienie tego, co działo się na ziemi, jak przygotowywano wyjazd, jak układano listę gości, kto za co odpowiadał, nie powinno pod koniec czwartego miesiąca po katastrofie stwarzać większych problemów. To śledztwo ma podobno wszelkie priorytety (pracuje przy nim 8 osób), a więc powinniśmy regularnie otrzymywać właśnie raporty cząstkowe. Tymczasem prokuratura wojskowa informuje, że być może w ciągu kilku miesięcy uda się zamknąć jakiś wątek.

Jest już oczywiste, że prokuratura jako całość nie przygotowała żadnej polityki informacyjnej, dotyczącej tego najważniejszego dziś dla siebie zadania. W tej sprawie nie ma aż tak wielu tajemnic, które w imię dobra śledztw należy skrywać. Jest za to nadmiar spekulacji, inicjatyw politycznych w rodzaju zespołu Macierewicza, a teraz jeszcze zapewne aktywności Zbigniewa Ziobry, polityka sporej popularności i dla części opinii publicznej wiarygodnego jako były minister sprawiedliwości. Jego głos, dziś głos wiceprzewodniczącego PiS, może być o wiele bardziej przekonujący niż głos prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta, w którym słychać powściągliwość, dyskrecję i wątpliwości.

Jeśli prokurator generalny nie przystąpi do kontrofensywy, tak aby opinia publiczna mogła choćby z grubsza zorientować się, w jakim miejscu jesteśmy, to za kilka miesięcy wszystkie jej najbardziej poważne, poparte faktami ustalenia mogą już nie mieć znaczenia. Wersje katastrofy nieodwołalnie podzielą społeczeństwo.

Janina Paradowska

Polityka 31.2010 (2767) z dnia 31.07.2010; Temat tygodnia; s. 12
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Świat

Europa zadrżała po rozmowie Trumpa z Putinem. Rozumie już, że została sama?

Z europejskich stolic dobiegają głosy przerażenia i fatalizmu. W czasie konwersacji z prezydentem Rosji amerykański przywódca dał do zrozumienia, że chce wojnę w Ukrainie zakończyć za wszelką cenę, a bezpieczeństwo Europy nie ma dla niego znaczenia.

Mateusz Mazzini
13.02.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną