Nazwę te przewodnie tematy genami polskiej polityki. Genami, bo tkwią gdzieś głęboko, tworząc jakby matrycę politycznych zachowań. I są siłą, odpowiadającą za klimat naszej debaty publicznej, a może wręcz za jakość naszego narodowego samopoczucia. A że zawsze mogą zmutować, jak to geny, mogą być też przyczyną wielu groźnych chorób. Oto, jaki widzę genotyp polskiej polityki. Używam dużych liter, aby podkreślić ich znaczenie, nie zawsze w pełni uświadamiane.
1. Marsz, marsz, Polonia, czyli Gen Narodowy, mutuje w nacjonalizm
2. Równość żołądków, czyli Gen Socjalny, mutuje w populizm
3. Tylko pod krzyżem, czyli Gen Katolicki, mutuje w katoendecję
4. Żale Sarmaty, czyli Gen Emocjonalny, mutuje w złość i sentymentalizm
Gen Narodowy
Naród, Polacy - nie ma dnia, by nie usłyszeć tych wyrazów z ust polskich polityków. Przechodzą do porządku nad tym, że w Polsce mieszkają nie tylko Polacy i że pojęcie narodu czy wspólnoty narodowej bywa różnie rozumiane i stosowane. Nie wszystkie użytki są dobre. Bywa, że narodowi nadaje się sens mistyczny, jakby był bytem realnym i całkowicie jednolitym, jakimś absolutem, przed którym można tylko bić pokłony, a tych, którzy tego nie czynią, wyklucza się pod takim czy innym pretekstem. I wtedy Gen Narodowy mutuje w nacjonalizm, największe nieszczęście narodów Europy.
Tymczasem żyjemy w epoce tak wielkich zmian, tak wielkiego mieszania się nacji, tradycji i kultur, że naród przestaje być pojęciem tak czytelnym, jak jeszcze wiek temu. Narody może i nie znikną, podobnie jak państwa, ale zmierzają w kierunku trudnym do przewidzenia.
Narody się denacjonalizują, państwa się decentralizują. Narodowcy bardzo się boczą na pojęcie narodu europejskiego.