Minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski nieoczekiwanie zapragnął, aby podobizna obecnej Głowy Państwa zawisła na ścianach polskich ambasad. Portret został nawet pokazany w TVP, jednak zabrakło sondy SMS-owej (z nagrodami) z pytaniem o to, czy się Narodowi podoba? Choć niepytana o zdanie, zaznaczam, że osobiście wolę oglądać zdjęcia Brada Pitta (w wersji bez brody) albo ministra Sikorskiego w telewizji, jednak portret Ojca Narodu osobiście mi nie przeszkadza.
Część współobywateli złożyła gorący protest pod hasłem, że nie wypada zawieszać w ambasadach RP podobizny prezydenta, ponieważ przypomina to stalinizm lub gomułkowszczyznę. Różnica jednak jest taka, że ani Stalin, ani nawet umiłowany przez wielu towarzysz Gomułka nie byli prezydentami z demokratycznego wyboru. Obaj pochodzili, powiedzmy, z nominacji.
Nie jest to zresztą jedyny powód dla którego spór wokół Portretu wydaje mi się dziwaczny. Drugi jest taki, że ambasady zazwyczaj leżą poza granicami konkretnego kraju, w tym przypadku Polski. Wynika z tego, że nie Polacy raczej mają się z nim zaznajamiać. Otóż nie wszyscy obcokrajowcy wizytujący nasze placówki zagraniczne, ani nawet dyplomaci innych krajów, znają oblicze naszego prezydenta - a być może są go nawet ciekawi. Nie każdy też będzie miał okazję poznać osobiście Bronisława Komorowskiego.
Oczywiście, moglibyśmy w ambasadach wywiesić portret Władysława Jagiełły, który 600 lat temu zwyciężył pod Grunwaldem, zwłaszcza że niedawno odbyliśmy kopię bitwy. Nie warto jednak wyciągać broni białej, ani tym bardziej wykopywać topora wojennego przy okazji pomysłu na portret, który - nawiasem mówiąc - uważam za całkiem elegancki, a zwłaszcza na miejscu.