Główną rolę stuletniej babci grała w nim gwiazda przedwojennego kina Mieczysława Ćwiklińska. Ponieważ – jak napisałem – wszyscy na spektakl chodzili, więc między tymi wszystkimi byli też lekarze. Lekarz z natury rzeczy ma umysł analityczny i pewne odległe nawet związki przyczynowe potrafi ze sobą powiązać i ułożyć dla dobra pacjenta. Odkrycie, że tytuł tej sztuki ma głęboki sens medyczny, doprowadziło w poczekalniach szpitalnych i ośrodkach zdrowia do istotnych zmian. „Drzewa umierają stojąc, pacjenci umierają siedząc” – to ważny sukces polskiej medycyny. Skasowano krzesła w poczekalniach i tak jest do dziś. Pacjent stojący jest jak żołnierz na warcie – zmobilizowany i czujny. Jest duża szansa, niestety, że stojących pacjentów będzie coraz więcej, ponieważ w głowach – na szczęście nielicznych – posłów PSL i PO powstał pomysł nakładania większych obciążeń finansowych na bezdzietnych podatników. Najprostsza ucieczka – mieć dziecko – nie wszystkim się uda. Bo co ma zrobić 80-letnia bezdzietna emerytka? Może tylko udowodnić, że 50 lat temu dzieci mieć nie mogła.
Gdyby pomysł przeszedł, wydatki na badania wszystkich kobiet, które nie mają dzieci, poszłyby pewnie w miliardy. Najważniejsze jednak, że kilkaset milionów z podniesionych podatków by się zarobiło. No, a stanie w kolejkach zdrowotność też by podniosło. Gdy sobie myślę o tym, jak tracą czas posłowie, którzy chcą robić reformy gospodarcze, by uzdrawiać nasz budżet, mam przed oczami przepoconych mózgowo facetów (bo parytet jest tu śladowy), którzy sami chyba nawet nie rozumieją, co proponują. Temat można ciągnąć, ale właściwie po co?