Zapowiadane jako rewelacja widowisko uświetniające obchody (koszt 9 mln zł) okazało się klapą. Prezydent Gdańska Paweł Adamowicz zażądał wyjaśnień i rozliczeń finansowych od ojca Zięby, dyrektora Europejskiego Centrum Solidarności, odpowiedzialnego za obchody. I wtedy do „Gazety Wyborczej” jakimś cudem (kto jeszcze wierzy w takie cuda?) wyciekł list do ministra kultury, który prezydent miasta szykował na wypadek, gdyby Zięba nie zechciał dobrowolnie złożyć rezygnacji ze stanowiska. Efekt był taki, że zanim duchowny zdążył podjąć decyzję i oznajmić ją Adamowiczowi, odwiedzili go dziennikarze. 11 września cała Polska mogła poczytać o problemie duchownego z alkoholem. 13 września podczas rozmowy z prezydentem Gdańska ojciec Zięba podał się do dymisji. Ma tylko jeszcze dokończyć kilka projektów.
Na zwołanej po spotkaniu w magistracie konferencji prasowej ojciec dyrektor mówił o skazaniu go na śmierć cywilną, „zabijaniu we w miarę kulturalny sposób”. Sugeruje polityczne drugie dno. Mówił o politykach, którzy chcą konfrontacji, sporu dwóch etosów wokół Sierpnia. „To – zapewniał – mnie nie interesuje. Ten etos jest wspólny, całe moje działanie polegało na tym, żeby podkreślać jedność”.
Problemom z alkoholem nie zaprzecza. Gdy rozmawiamy w cztery oczy w jego gabinecie w budynku dawnej dyrekcji Stoczni Gdańskiej, też o nich mówi, nawet niepytany. Jednak znów podkreśla, że w jego przypadku nie wchodzi w grę alkoholizm, tylko depresja, z której najpierw nie zdawał sobie sprawy. Ludzie powinni się dowiedzieć, jaka to straszna choroba.