Jacek Żakowski: – Mam w pamięci dwa zamachy na amerykańskich prezydentów. Zamach na Kennedy’ego był częścią zawieruchy lat 60. i jednym z serii, w której ginęły osoby publiczne. Zamach na Reagana to był pojedynczy incydent. Bez gruntu społecznego i bez kontynuacji. Dokąd polska dynamika prowadzi nas po tragedii łódzkiej?
Andrzej Leder: – Sądzę, że to było raczej jak zamach na Reagana. Podziały są głębokie, ale nie tak gorące, jak chcieliby politycy. Na tę dynamikę wpływa jednak jeszcze jeden czynnik – poziom poczucia bezradności. Akty desperacji są bardziej prawdopodobne, gdy liczniejsze są grupy, które w systemie politycznym nie widzą miejsca dla siebie albo szansy na poprawę losu. Bo one szukają innej drogi rozwiązania tego, co uważają za swoje problemy zawinione przez innych.
A poczucie bezradności jest silne?
Liczna mniejszość odczuwa je coraz mocniej. Zadowolone czterdzieści kilka procent czuje, że ma w polityce swoją reprezentację. A jedna czwarta, która uważa się za pokrzywdzoną, czuje się zepchnięta w kozi róg. PiS od dłuższego czasu nie wygrywa i w jego retoryce to jest coraz lepiej widoczne. Nie wiadomo, co dalej. Nie ma pomysłu, co zrobić, jak odzyskać kontrolę nad sytuacją. To wywołuje uczucie bezradności i prowadzi do radykalizacji, a radykalizacja pogłębia marginalizację. W tym sensie dokonuje się jakaś zmiana.
Ku czemu?
Istotnej części społeczeństwa PiS oferował reprezentację polityczną. Wraz z marginalizacją PiS ta reprezentacja ulega erozji. To może powodować jakieś indywidualne akty, ale też polityczność odbiegającą od demokratycznej normy.