Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Teoria lejka

Polska polityka wciśnięta w lejek

Jarosław Kaczyński w Sejmie podczas specjalnego posiedzenia na temat tragedii w łódzkim biurze PiS Jarosław Kaczyński w Sejmie podczas specjalnego posiedzenia na temat tragedii w łódzkim biurze PiS Witold Rozbicki / Reporter
Wyobraźmy sobie dwa scenariusze. Pierwszy, że Polską rządzi Jarosław Kaczyński, po Smoleńsku, po krzyżu i po Łodzi. I drugi, że Kaczyńskiego w polityce już nie ma.
Mirosław Gryń/Polityka

Dramat łódzki i wydarzenia, które po nim nastąpiły, pokazały jeszcze raz dobitnie, o jaką stawkę toczy się gra. Kiedy co bardziej zagorzali prawicowi publicyści piszą dzisiaj o konieczności stworzenia alternatywnej Polski w Polsce, państwa w państwie, z własnymi instytucjami, szkołami, mediami, nagrodami i normami, to widać, że może wygrać jedna Polska lub druga, a przegrana musi odejść.

Załóżmy zatem, że odchodzi Kaczyński. Wszystko jakoś nagle normalnieje, wycisza się, czego doświadczaliśmy w okresie, gdy prezes PiS po 10 kwietnia obwieścił zakończenie wojny polsko-polskiej. Ale normalnieje też na inny sposób: w jakimś sensie przestaje być ważne, kto akurat rządzi, kto po kim lub przed kim. Raz w jedną stronę, potem w drugą, ale bez wariactw, w ramach pewnej konwencji różnic i koniunktury, tak gospodarczej, jak i ideowej. I nie trzeba już na siłę kochać partii-matki, Platformy, która ma przecież swoje za uszami.

Podobnie jak dzieje się w doświadczonych demokracjach, gdzie między następującymi po sobie ekipami i politykami jest więcej zbieżności niż różnic. Polityka przestaje wzniecać wysokie emocje, zaczyna upodabniać się do teatru, w którym role są rozpisane, a sztuka przypomina komediodramat – może bez happy endu, bo po prostu nigdy się nie kończy – który trafia w średnie gusta publiczności. A ona ma też poczucie bezpieczeństwa i przewidywalności następujących po sobie scen. Europejskie partie nie różnią się od siebie diametralnie nie dlatego, że tak się umówiły, że nie chce im się wymyślać nowych ideologii i rewolucyjnych trendów, ale dlatego, że po wieloletnich eksperymentach i badaniu ekstremów skurczyło się spektrum rozsądnych rozwiązań dla kraju.

Gdyby tak dzisiaj w Polsce było, gdyby było dość obojętne, czy rządzi Tusk, czy ktoś inny, na przykład Napieralski lub Pawlak, osobno czy razem – to oceny każdego z nich mieściłyby się we wspólnym mianowniku politycznym, przynależałyby do tego samego komediodramatu.

Polityka 45.2010 (2781) z dnia 06.11.2010; Temat tygodnia; s. 12
Oryginalny tytuł tekstu: "Teoria lejka"
Reklama