Tym razem rząd się nieco pochwalił, głównie inwestycjami infrastrukturalnymi, bo też rzeka unijnych pieniędzy płynie jeszcze do Polski, premier ocenił swoje dokonania na czwórkę z minusem, opozycja zdawkowo i bez zaskoczeń oceniła go negatywnie.
Komentatorskie pospolite ruszenie było tym razem mniejsze, bo akurat pojawiła się Polska Jest Najważniejsza, tym razem już nie jako zawołanie kampanijne, ale stowarzyszenie, czyli przyszła, konkurencyjna ponoć wobec PiS, partia polityczna. W kwestii umiejętności reklamy koalicji PO-PSL piątkę wystawił Grzegorz Napieralski, który jeśli chodzi o marketing, wie, co mówi; gdy zaś idzie o osiągnięcia, oczywiście dał dwóję. Jarosław Kaczyński od dawna powtarza, że to najgorszy z rządów, i ma tę opinię tak utrwaloną, że nawet trzyleciem się nie zajmował.
Uroki nicnierobienia
Gdy spojrzeć wstecz na kolejne fale ocen, uderza ich powtarzalność, niezależnie od zmieniających się okoliczności. Tak jakby były zawieszone w politycznej próżni. Nawet jeśli gabinet Tuska stawał przed wyzwaniami nieznanymi wcześniejszym rządom, by wymienić choćby światowy kryzys gospodarczy, smoleńską katastrofę, kolejne fale powodziowe, przejście PiS do roli opozycji moralnej, kwestionującej wszystkie instytucje państwa i oskarżające premiera i prezydenta wręcz o zbrodnię.
Wymagało to wielkiej odporności tak fizycznej, jak i psychicznej, błyskawicznego podejmowania decyzji, nagłego zmieniania hierarchii ważności spraw do załatwienia. Ale wyszło na to, że to jest rząd od „nicnierobienia”, wyjąwszy oczywiście robienie piaru pod przeprowadzane na każdą okoliczność sondaże.