Piotr Blaim od urodzenia, czyli prawie od 40 lat, mieszka w kamienicy przy Rozbrat na warszawskim Powiślu. Konkretnie nad prezydentem. – Spotkałem go na klatce schodowej. Jak zwykle powiedział cześć i podał mi rękę. Funkcjonariusze BOR odruchowo też się ze mną przywitali – opowiada. Kiedy kilka miesięcy temu Bronisław Komorowski zdecydował o tym, że chce być głową państwa, nie pytał o zdanie swoich sąsiadów. Ale to oni pierwsi odczuli skutki jego prezydentury i wcale tak bardzo nie narzekają.
– Teraz nie potrzebujemy ubezpieczać naszych mieszkań od kradzieży. Ja mógłbym nawet, wychodząc z domu, okna nie zamykać. Jak obserwują pierwsze prezydenckie piętro, to mają też na oku parter – mówi sąsiad Komorowskich. Funkcjonariusze BOR nie spuszczają też z oka bramy prowadzącej na podwórko prezydenckiej kamienicy, podzielonej na 44 mieszkania. Obserwują ją z zaparkowanego naprzeciwko cywilnego samochodu. Zazwyczaj siedzą w środku, bo pierwsza para nie chce tworzyć wokół siebie atmosfery sensacji. – Lubię borowców, ale trochę się irytuję, gdy nie mam gdzie zaparkować, a oni przez całą dobę zajmują to miejsce – opowiada Blaim. Warty i samochody zmieniają co kilkanaście godzin. Każdy, kto kręci się przy bramie, musi szykować dowód osobisty i odpowiedzieć na kilka pytań borowików po cywilu. Do kogo i na jak długo? Niektórych czasem, o nic nie pytając, wypraszają z okolicy. Omal nie zdarzyło się to wnukowi jednej z lokatorek. Małolat w dresie, wysiadający z rozklekotanego samochodu, wzbudził podejrzenia. – Pierwszy raz od dawna tak serdecznie przywitał mnie przed bramą.