Marcin Zamoyski, operator filmowy i realizator, zniknął nagle z warszawskiej redakcji Interpressu i został prezydentem Zamościa. To było 20 lat temu, 45 lat po konfiskacie rodowego majątku przez władzę ludową, 400 lat po tym, jak hetman Jan Sariusz Zamoyski, herbu Jelita, w prywatnym mieście Zamość założył ordynację.
Operator. Zamoyski jeździł z kamerą po kraju i świecie od wczesnego Gierka do pożegnania partyjnego sztandaru PZPR i wolnych wyborów, w ciekawych czasach, kiedy operatorzy wozili ze sobą puste kasety filmowe na wypadek zatrzymania przez milicję. Milicjant, jeśli podejrzewał działanie obrazem na szkodę ojczyzny, zawsze rekwirował kasetę, zawsze pustą. Na tyłach Teatru Narodowego, w ulubionej przez branżę restauracji operatorzy dziwili się wieczorami, że nie wpływają przeciw nim z komend wnioski o ukaranie za brakoróbstwo.
Przez 18 lat w podróży służbowej Marcin Zamoyski do Zamościa przyjechał tylko raz, kręcić oddawanie do użytku zabytku po remoncie, jednak z zabytku odpadł tynk i uroczystość przerodziła się w dochodzenie w sprawie kradzieży cementu.
Gdy Zamoyski tak niezapowiedzianie zniknął z Warszawy, koledzy dowiadywali się o niego w redakcji i restauracji – mówiło się w towarzystwie, że z ojcem pojechał do Zamościa w sprawach rodzinnych. Koledzy po fachu pamiętają, jak zabawna im się wówczas wydawała zbitka słów Zamoyski – Zamość, ale też Marcin, historyk z wykształcenia, nikomu się nie zwierzał, że jest herbu Jelita i gdyby nie komuniści, byłby ordynatem XVII.
Hetman. Jan Sariusz zaczynał od posady sekretarza króla Zygmunta II Augusta, za Stefana Batorego był kanclerzem wielkim koronnym, awansował na hetmana wielkiego koronnego, a także starostę krakowskiego.