Poza nielicznymi wyjątkami Łodzi, Bydgoszczy czy Lublina większość polskich dużych miast po raz kolejny wybrała na najwyższy urząd tych samych prezydentów. Wielu z nich wygrało w pięknym stylu w pierwszej turze, i to na trzecią już kadencję. Dotychczasowy okres u władzy to lata wielkiego boomu inwestycyjnego: środki unijne, środki własne będące owocem rozwoju gospodarczego, w końcu dług publiczny. Tłuste lata jednak się kończą. W takich miastach, jak Wrocław czy Kraków, poziom zadłużenia zbliżył się do progu 60 proc. rocznego budżetu – jego przekroczenie oznacza wprowadzenie zarządu komisarycznego.
Skutki już widać. Agencja ratingowa Fitch zmniejszyła ocenę Wrocławia na BBB+, co oznacza, że za pożyczone pieniądze trzeba więcej płacić. Projekt budżetu miasta na 2011 r. nie pozostawia wątpliwości – nadszedł czas zaciskania pasa i spłaty długów: „w celu zapewnienia finansowania strategicznych zadań inwestycyjnych, w tym przede wszystkim związanych z organizacją mistrzostw Europy w piłce nożnej Euro 2012, w projekcie budżetu na 2011 r. ogranicza się poziom wydatków bieżących i pozostałych wydatków majątkowych do wysokości niezbędnej dla realizacji ustawowych zadań miasta”. Z małym wszak wyjątkiem: podwojeniu ulegają wydatki na promocję, Wrocław w 2011 r. będzie gospodarzem Europejskiego Kongresu Kultury, po raz kolejny odbędzie się Wrocław Global Forum, a także kilka festiwali kulturalnych, dzięki którym zwykły Wrocław przemienia się w romantyczny Wroc-Love.
W Gdańsku, który podobnie jak Wrocław będzie gospodarzem Euro 2012, budżet zacznie trzeszczeć dopiero pod koniec obecnej, trzeciej już kadencji prezydenta Pawła Adamowicza.