Joanna Kluzik-Rostkowska wychodząc z PiS, weszła w świat własnych politycznych gier, układów, piarowskich zabiegów. Wciąż jeszcze niesie ją entuzjazm tych pierwszych dni, kiedy to zewsząd otaczała ją sympatia. – Ludzie zatrzymują mnie na ulicy i mówią: dobrze pani zrobiła, nareszcie ktoś pokazał mężczyznom, jak trzeba działać, podejmować decyzje – opowiada i w jej głosie słychać zachwyt. – To jest trochę nastrój festiwalu, coś z klimatu pierwszego Kongresu Kobiet Polskich.
Dokonanie znaczącego wyłomu w partii Jarosława Kaczyńskiego jeszcze niedawno wydawało się niemożliwe, kto odchodził, przepadał albo skruszony powracał. Nawet Ludwik Dorn powraca, podobno na swoich warunkach, ale jednak wraca, aby mieć miejsce na liście w wyborach do Sejmu. Kluzik-Rostkowska ryzyko podjęła. Wraz ze swoim ugrupowaniem, o niezręcznej nazwie Polska Jest Najważniejsza, weszła na drogę bez powrotu do PiS i bez gwarancji dostania się do Sejmu.
Od reportera do wiceministra
Zresztą nie bardzo wiadomo, dlaczego w ogóle w Prawie i Sprawiedliwości się znalazła. Grzegorz Schetyna, kolega, a nawet przyjaciel z działalności w Niezależnym Zrzeszeniu Studentów, do dziś tego nie rozumie. Sama tłumaczy to dość oryginalnie. Nie chciała wykorzystywać znajomości z Donaldem Tuskiem, którego bardzo lubi. Ponadto wierzyła, że i tak będzie POPiS, a więc w gruncie rzeczy przynależność partyjna miała znaczenie drugorzędne.Ze środowiskiem gdańskich liberałów zaprzyjaźniła się jeszcze w początkach lat 90., kiedy była dziennikarką „Tygodnika Solidarność”. Z Tuskiem też. Kiedy Wałęsa, w wyniku konfliktu z Mazowieckim, na redaktora naczelnego namaścił Jarosława Kaczyńskiego, część zespołu oprotestowała tę zmianę i odeszła.