Orkiestra wrosła w polską tradycję i trudno sobie wyobrazić, że w drugą niedzielę stycznia można się przemknąć ulicami dowolnego miasta nie wpadając na wolontariusza z puszką i dotrzeć do celu bez naklejonego serduszka.
No więc w tym roku WOŚP zagra jak zwykle. Już po raz 19. Tym razem 120 tys. wolontariuszy będzie zbierać na pomoc dzieciom chorym na nerki. W każdym mieście i miasteczku. Nad morzem i w górskich schroniskach. W Polsce i za granicą. Przed Owsiakiem i jego drużyną nie ma ucieczki. Wiadomo, że był, jest i będzie. Zawsze taki sam – wulkan energii i entuzjazmu, wrzeszczący ze sceny i zachrypnięty następnego dnia, kiedy podsumowuje kolejny rekord kasowy.
Jeszcze niedawno potrzebował mediów, by nagłośnić swoją imprezę. Chodził i prosił, a media stroiły fochy. Telewizje nie chciały transmitować Wielkiego Finału, gazety spychały informację o Orkiestrze na odległe strony, uważając, że to nudy. Przecież już była rozmowa z Owsiakiem, sylwetka Owsiaka, reportaż o Owsiaku, wywiad rzeka z Owsiakiem i książka o Orkiestrze Świątecznej Pomocy. Było już z podziwem o wolontariuszach i potępiająco o nielicznych złodziejach puszek. Było o rekordach, o mobilizacji, integracji, wspaniałomyślności społeczeństwa.
Parę lat temu media się ożywiły: na Orkiestrę rzuciła się konkurencja. Ale nie trwało to długo, bo Owsiak spokojnie i skutecznie jak walec pokonał swego najsilniejszego przeciwnika, instytucję parającą się dobroczynnością od jakichś 20 wieków. Rzucanie z ambon gromów na Orkiestrę jest już passé. Przystanek Jezus został spacyfikowany i rozpłynął się w multikulturowym przystanku Woodstock. I znowu nie ma o czym pisać.
Tymczasem Owsiak z Orkiestrą stają się niepostrzeżenie instytucją ważniejszą od mediów.