Poczucie państwowego bezprawia bardziej łączy dziś byłych ministrów prywatyzacji, potem skarbu, niż dzielą różnice partyjne. Jednym głosem mówią liberał Janusz Lewandowski z rządu Jana Krzysztofa Bieleckiego i jego następca, a także sprawca kłopotów – Tomasz Gruszecki z rządu Jana Olszewskiego. W pełni zgadza się z nimi bezpartyjny Jacek Socha, którego na ministra powołał Marek Belka, i Wiesław Kaczmarek z lewicowego rządu Leszka Millera. Swoich poprzedników na kolację do pałacu w Krasiczynie zaprosił Aleksander Grad, który ich kłopoty ma dopiero przed sobą. Ciągle jest przecież w rządzie – jak na ministra skarbu, który w dodatku prywatyzuje – wyjątkowo długo. Po tym, co usłyszał, ma prawo się obawiać, że państwo, w imieniu którego podejmuje trudne, czasem kontrowersyjne decyzje, jego także kiedyś zostawi na lodzie. Czy można się od tego ubezpieczyć?
Przedsiębiorstwa każdego roku o ocenę pracy zarządu proszą niezależnego audytora. Aleksander Grad chciałby, żeby profesjonalny, renomowany audytor oceniał także działalność ministerstwa. Problem w tym, że taka usługa jest kosztowna, a państwo ma być tanie. Najwyższa Izba Kontroli z pewnością zarzuciłaby mu marnotrawstwo. Źródłem kłopotów rządu jest fakt, że dla państwa, a więc także poszczególnych ministerstw, rolę takiego audytora pełni właśnie NIK. Pozytywny raport pokontrolny nie jest jednak żadną gwarancją, że za kilka lat, w innym układzie politycznym, izba nie zmieni zdania. O tym, że w NIK brakuje kompetencji, a za dużo jest polityki, byli ministrowie także są przekonani.
Dziurawy parasol
Jacek Socha przestał być ministrem przed ponad pięcioma laty (funkcję sprawował od maja 2004 r. do listopada 2005 r.). Teraz okazało się, że ma postawione zarzuty dotyczące prywatyzacji Elektrociepłowni w Łodzi.