Choć o zapowiadanej rewolucji - czyli powszechnym dostępie do broni - nie ma mowy, zatwierdzone w poniedziałek przez prezydenta zmiany będą znaczące.
Wszystko zaczęło się od rządowego projektu, który miał dostosować polskie przepisy - zresztą jedne z najbardziej restrykcyjnych w Europie - do liberalnego prawa unijnego. Projekt wpłynął do Sejmu we wrześniu ubiegłego roku. Ponieważ okazał się konserwatywny, do akcji wkroczyli posłowie, pasjonujący się strzelectwem oraz przedstawiciele stowarzyszeń i organizacji, którzy od dawna lobbowali za szerszym otwarciem rynku broni (ich poprzednie propozycje, prawdziwie rewolucyjnych ułatwień, przepadły w sejmowych szufladach). Ci pierwsi w trakcie prac dołożyli kilka istotnych elementów, które zmieniły projekt, nie budząc przy tym większych kontrowersji. Całość gładko przeszła przez Sejm – nikt nie głosował przeciwko, nikt nawet nie wstrzymał się od głosu. Nowe prawo – choć na razie niewielu zdaje sobie z tego sprawę - wejdzie w życie już w połowie lutego.
Policja mniej może
Przede wszystkim mocno ograniczona zostanie uznaniowość w przyznawaniu przez policję pozwoleń na broń, na co od dawna narzekały osoby starające się o zezwolenia. Dotychczas obowiązujące normy (sprzed 12 lat) były po prostu „gumowe”, otwierając olbrzymie pole do interpretacji. Mówiły tylko tyle, że „organ policji wydaje pozwolenie na broń, jeżeli okoliczności, na które powołuje się osoba ubiegająca się o pozwolenie, uzasadniają jego wydanie”.
- Ten przepis wspominał jedynie ogólnie o okolicznościach. Był bardzo elastyczny – przyznaje Cezary Gawlas, dyrektor departamentu zezwoleń i koncesji MSWiA. – W porównaniu z nim nowe przepisy wprowadzą istotną zmianę.