W katowickich drukarniach w gigantycznych ilościach wytwarzano przeróżne dokumenty potrzebne do zwykłego życia, do pracy i robienia karier. Potrzebna była dobra opinia z pracy, zaświadczenie wymagane do ślubu kościelnego albo chrztu dziecka? Proszę bardzo. Potrzebny był akt notarialny, świadectwo bierzmowania, akt zgonu? Proszę bardzo.
In blanco
Podrabiano świadectwa szkolne, dyplomy uczelni, nawet indeksy z wpisanymi zaliczeniami, książeczki sanepidu, wojskowe, uprawnienia do pracy pod ziemią i na wysokości, zaświadczenia o niekaralności – te zresztą to jedne z łatwiejszych do podrobienia. Zdaniem rozpracowującej sprawę Straży Granicznej, można było kupić udokumentowane w najdrobniejszych szczegółach całe nowe życie.
Łącznie z kuriozalnymi czasem detalami. Bo po co komu pieczęć Związku Kynologicznego znaleziona u fałszerzy: miała potwierdzać rasę psów czy zdobyte medale? Legitymacja studencka potrzebna jest do zniżek w środkach komunikacji, ale po co podrabiać legitymację honorowego krwiodawcy? – Pozwala parkować na miejscach dla inwalidów – wyjaśnia prokurator Leszek Goławski z wydziału do walki z przestępczością zorganizowaną Prokuratury Apelacyjnej w Katowicach. To cenny dokument w zatłoczonych miastach.
Na razie zlikwidowano przedsiębiorczą grupę. Teraz śledczy będą docierać do ludzi posługujących się fałszywkami. W jednym z mieszkań znaleziono cztery komputery z kilkunastoma tysiącami nazwisk osób, dla których zrobiono fałszywki. Twarde dyski i nośniki pamięci m.in. z drukarek i skanerów przekazano do badań firmom odzyskującym dane.